Forum 80th Strona Główna 80th
Tawerna pod 80tką
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Troubles at the homefront
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum 80th Strona Główna -> Jak Upadają Potężni / Główna kampania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Pon 13:58, 01 Gru 2014    Temat postu: Troubles at the homefront

....
Droga powrotna zajęła wam niecałe 2 tygodnie.
W szańcu jesteście od prawie miesiąca.
Odpoczęliście zarówno na ciele jak i na duszy.

Krasnolud codziennie wieczorem czyta wam fragmenty Kronik.

Zarówno wydobycie żelaza jak i jego sprzedaż idzie coraz lepiej.
Lady of Silverymoon zaaprobowała jakość waszego żelaza i teraz spora część waszych wozów kursuje do tego pięknego miasta.
W Yartar macie niewielką placówkę handlową prowadzoną przez doświadczonego w handlu gnoma Tethuna.

W międzyczasie nastała zima, świat skuł mróz, a ziemię przykryła gruba pierzyna śniegu.

Wybudowany wczesną jesienią most na rzece nie zdążył okrzepnąć i nie wytrzymał mrozów i pojawiły się na nim widoczne pęknięcia i szczeliny.
Do wiosny jego naprawa nie jest możliwa.
Na szczęście nadal funkcjonuje wasza stara przeprawa promowa więc po prostu droga do Yartar wydłużyła się o 1-2h.

Dzisiejszego pięknego dnia, wkrótce po porannym posiłku, gdy staliście na murach Szańca podziwiając widoczne w dole zabudowania waszej wioski (już prawie 4 tuziny dachów przykrytych śniegiem),
podziwialiście majestatyczne zimowe piękno waszej Góry oraz pobliskich wzgórz podszedł do was Zarządca Szańca - Kalin.
Pomimo tego, że ubrany był w drogocenne futro z białego niedźwiedzia przeszywane złotem (pamiętacie że pieniądze jakie mu płacicie trochę uderzyły mu do głowy)
to jego mina nie wróżyła nic dobrego.

Okazało się, że 8 dni temu wasz transport sztab żelaza do Silverymoon został obrabowany.
Mniej więcej na wysokości walki jaką stoczyliście z bandytami na pierwszej sesji swoimi postaciami (atak na karawanę, leśny kasztelik, chora szlachecka córka, wioska bez imienia, różdżka, maska...)
Podobno nikt z karawany nie przeżył.
Gnom Tethun 3 dni temu wysłał patrol waszej gwardii oraz rozpoczął dochodzenie.
Wczoraj w nocy Tethun został znaleziony w swoim biurze martwy. Został zamordowany.

Do waszej decyzji zostaje to czy zaangażujecie się w to sami czy zostawicie to swoim ludziom


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Pon 14:00, 01 Gru 2014    Temat postu:

Wszystko toczyło się zgodnie z wstępnym mailem.
Zima.
Zimowe Cipióry.
Śnieg, góry, grzane wino.
Nieprzyjemna wiadomość o napadzie na waszą (liczącą 4 wozy) karawanę wiozącą transport żelaza do Silverymoon.
Druga wiadomość i zabójstwie waszego zarządcy-handlowego w Yartar.

Do Szańca przybywa samotny jeździec, prosząc o gościnę i przekazując list od Korina Doublehearta z Waterdeep.
W liście wasz przyjaciel prosi was o opiekę i ochronę nowego gościa.
To kim jest wasz nowy towarzysz częściowo wyjaśnia jego pierścień z harfą i liściem.

Wieczorem Nandar przynosi wieści z okolicy.
Duża grupa orków obozuje dzień drogi od Szańca, a goblińscy zwiadowcy obserwują wioskę.
Decyzja była szybka.
Oddział uderzeniowy wyrusza na pacyfikację orków.
Po całodniowej wędrówce przez śniegi bitwa jest ciężka ale krótka. Niedobitki orków uciekają przed Wami.
Potężny Wódz Orków pada pod ostrzem Rozjemcy Glamiego.
W trakcie walki wasz nowy towarzysz odznacza się wyjątkowym zapamiętaniem i nieustępliwością w walce.

Całonocny powrót do Szańca, doba odpoczynku i wyruszacie do Yartar.
Przejazd konno przez most z powodu uszkodzeń nie jest możliwy ale na szczęście przeprawa promowa funkcjonuje bez zarzutu.

Od razu po przybyciu odwiedzacie Kapitana Straży Miejskiej i wypytujecie o szczegóły zabójstwa.
Gnom zginął od niewielkiej strzałki wbitej w pierś. Został znaleziony w swoim fotelu w waszym biurze.
Odnalazł go służący wysłany przez niepokojącą się żonę.
Niestety straż nie znalazła żadnych śladów i śledztwo nie posuwa się do przodu.

Wraz ze strażnikiem udaliście się na miejsce zbrodni - do waszego biura i wstępnie je przeszukaliście.
Na wszelki wypadek wasz nowy towarzysz trzymał się od was w pewnym oddaleniu i udawał że was nie zna.
Na własną rękę próbował zasięgnąć języka w różnych podejrzanych miejscach. Udało mu się umówić kolejnej nocy na spotkanie z jakimiś osobnikami.
W wyniku waszego przeszukania ustaliliście, że ofiara musiała wpuścić napastnika do biura i prawdopodobnie prowadziła z nim rozmowę przy biurku.
Dodatkowo zauważyliście wśród umów brak dokumentów potwierdzających wasz kontrakt na dostawy żelaza do Silverymoon.

Rano kruk "Adaś" przyniósł wam niewielką paczkę z Szańca. Zawierała ona spiżowy medalion, kryształową główkę od różdżki oraz list od Nandara.
treść listu brzmiała:

"Wyłapałem część z uciekających orków.
Dogoniłem i przesłuchałem ich szamana.
Jego różdżka była za długa więc odłamałem główkę.
Na szyi miał ten medalion.
Orki należały do jednego z plemion zamieszkujących Wysoki Las.
Ich osada położona była około 5 dni drogi wgłąb lasu, w prostej linii od Szańca.
Zarówno ich jak i inne pobliskie osady orków zostały zaatakowane i zniszczone przez złe istoty, które szaman określił jako "chodząca śmierć".
Podobno było ich tak wiele, że żadna walka nie miała sensu.
Ich marsz poprzedza ciemność i mgła która dusi nawet najbardziej jasne pochodnie.
Próbowałem dać te przedmioty do zbadania Malikowi ale powiedział mi, że dostał zaproszenie od krasnoludów z którymi mamy szemrane interesy i chce się do nich po coś udać i kazał wysłać "ten badziew" wam.
Robiąc mu na złość spaliłem w ognisku księgę czarów Szamana a resztę przesyłam wam przez ptaka.

Nie ufam tej przerośniętej kurze więc odpiszcie mi coś, żebym wiedział że paczka nie zginęła po drodze a ptak nie pomylił drogi.
Jak nie dostanę odpowiedzi to upiekę go i zjem na kolację.

Nandar."



W trakcie dnia odwiedziliście wdowę po gnomie i dowiedzieliście się, że dzień przed śmiercią rozmawiał na ulicy przed domem z jakimś mężczyzną w eleganckim, niebieskim płaszczu.
Po interwencji w straży miejskiej uzyskaliście zgodę na zbadanie zwłok. Sharun przywołał duszę zmarłego i zadaliście mu kilka pytań z których wynikło, że nie znał swojego zabójcy.
Dodatkowo w wyniku powtórnego przeszukania biura znaleźliście skrytkę z pieniędzmi i wekslami dłużnymi.

Kolejnej nocy podczas wasz nowy towarzysz wrócił z nocnego spotkania, zakrwawiony i z kilkoma bełtami sterczącymi z ciała.
Spotkanie okazało się zasadzką. Jeden z napastników zginął, a drugi uciekł.

Następnego dnia postanowiliście przeszukać wszystkie karczmy w mieście w celu znalezienia nieznajomego w niebieskim płaszczu.
Zaczęliście od najlepszych zajazdów. Do obiadu przeszukaliście ich 5. Niestety bez efektu.
Szczęśliwym trafem weszliście do gospody prowadzonej przez siwobrodego Krasnoluda Rodryka, który serdecznie przyjął was i ugościł świńską pieczenią.
Zapytany bez wahania powiedział, że Nieznajomy był u niego i że polecił mu tanią noclegownię "Pod Gołym Niebem" położoną w biednej dzielnicy miasta.

Zadziałaliście jak zgrany zespół i jak zwykle przystąpiliście do akcji jak jedna ręka z trzema palcami :)
Sharun obszedł okolicę, Ves (kurde nie pamiętam jak masz na imię. Gerhard ?) wszedł do karczmy i wtopił się wśród jej bywalców.
Glami wszedł, zamówił kufel tego co jego koń by smaczniej wysikał niż w tej dziurze nazywano piwem.
Gerhard rozpoczął subtelne przeszukiwanie pokojów, najpierw na piętrze, a potem na drugim piętrze otwierając po kolei drzwi do pokojów i udawając idiotę.
W trzecim pokoju, na drugim piętrze drzwi otworzył mu mężczyzna odpowiadający opisowi wdowy po gnomie.

Po krótkim wahaniu Gerhard błyskawicznie wyciągnął miecz i zaatakował przeciwnika w drzwiach.
Trafił i po tym jak trysnęła krew Nieznajomy cofnął się z krzykiem bólu i próbował zamknąć drzwi.
Gerhard niewiele myśląc uderzył w drzwi barkiem próbując przepchnąć je razem z blokującym je człowiekiem lecz tamten puścił drzwi i Gerhard wleciał do środka z trudem zachowując równowagę.
W jednej ręce nieznajomego pojawił się sztylet, a w drugim jakaś dziwna, rozbudowana minikusza.
W stronę Gerharda poleciały bełty. Jeden trafił.
Już po jednym kroku pod Gerhardem ugięły się nogi i zrozumiał, że bełty pokryte są jakąś trucizną.
Doskoczył do wroga i zasypał go gradem ciosów obu mieczy. Przeciwnik starał się osłonić długim sztyletem, a z kuszy nadal posyłał w Gerharda kolejne bełty.
Po każdym trafionym bełcie Gerhard nie dość, że czuł jakby kwas palił go w ranach to jeszcze czuł jakby opuszczały go siły.
W końcu krzyki walczących dotarły na dół i Glami z toporem w ręku rzucił się po schodach na górę.
Sharun natomiast wybiegł na zewnątrz i zaczął rozglądać się po dachach domów.
Po trzeciej rundzie walki ledwie żywy Gerhard cofnął się o krok i zdecydował się wypić miksturę leczenia.
W tym samym momencie nieznajomy pomyślał podobnie i też wypił miksturę. Jednak wybrał miksturę niewidzialności.

Gdy do pokoju wpadł Glami, niewidziany kształt wyskoczył przez okno zrywając z zawiasów okiennice.
Sharun zobaczył pojawiającą się w powietrzu sylwetkę człowieka, który wyskoczył z okna karczmy na drugim piętrze i przeskoczył na dach pobliskiego domu.
Z gniewnym rykiem Glami, wyrywając barkami futrynę okna wyskoczył za uciekającym przeciwnikiem.
Zamachał w powietrzu krótkimi nogami i z krótkim urywanym przekleństwem na ustach rąbnął o ziemię.

Następnie z okna wyskoczył Gerhard. Jemu udało się doskoczyć na dach domu.
Nieznajomy właśnie przeskakiwał na kolejny dach. Po skoku odwrócił się i posłał w Gerharda ostatni bełt po którym wyrzucił kuszę i zaczął dalej uciekać.
Niestety trucizna w tym bełcie dopełniła czary i po kilku niepewnych krokach Gerhard najpierw opadł na kolana, a potem twarzą przed siebie.

Widząc to Sharun zapałał świętym gniewiem i wypowiedział słowa gniewnej modlitwy.
Fragment nieba nad uciekającym nieznajomym błyskawicznie ściemniał i z chmur opadł na niego słup świętego ognia.
Gdy zniknął na dachu pół siedział, pół leżał zwęglony trup.

Glami (dzięki niech będą Tymorze) znalazł drabinę i wszedł na dach sprawdzając czy przeciwnik na pewno nie żyje.
Dostrzegł leżącego na sąsiednim dachu Gerharda, który nie dawał znaku życia.
Krzykiem zwrócił uwagę Sharuna i chciał zejść po drabinie i przestawić ją do właściwego domu.
Jednak Sharun jednym skokiem wskoczył na drabinę i krzyknął:
"Nie trzeba !
Przeskoczę".
Chwilę później z nieprzyjemnym chrzęstem zbroi Sharun wpadł w krzaki pomiędzy oboma budynkami.
Glami zmiął w ustach przekleństwo i szybko przestawił drabinę do drugiego domu.
Sharun pozbierał się, wszedł na drabinę, zobaczył rannego (raczej umierającego) Gerharda i zaczął zastanawiać się który z czarów najlepiej będzie pasował w tej sytuacji.
A czas biegł...
Na szczęście Sharun postanowił nie eksperymentować i rzucił Uzdrowienie.
Już po chwili Gerhard cały i zdrowy stanął na właśnych nogach.
Tak się ucieszył, że zapomniał nawet podziękować Sharunowi :)

Przy przeszukaniu zwęglonego trupa odkryliście dziwny tatuaż, który miał na piersiach. Jednak, żaden z was nie potrafił go zidentyfikować.
Z niezwęglonych przedmiotów macie:
Długi sztylet, drożny, magiczny.
Srebrny pierścień z niebieskim kamieniem pokryty elfimi znakami. magiczny
Złoty kolczyk w kształcie miniaturowej litery A. magiczny
Czarne skórzane buty z wywiniętymi cholewami, z dużymi, kwadratowymi klamrami. magiczne.
91 sztuk złota.
Rubin warty 100 sztuk złota.

Po przeszukaniu pokoju w karczmie znaleźliście:
Długi ciemnoniebieski płaszcz ze sztywnym stojącym kołnierzem (jak w braterstwie wilków). magiczny.
Pas na pierś z strzałkami do rzucania. 9 strzałek drożne, pokryte trucizną i magiczne.
Pergamin:

"
Panie R.
Zgodnie z ustaleniami opisuję Panu szczegóły zlecenia.
Proszę udać się do niewielkiego miasteczka Yartar nad rzeką Dessarin w pobliżu północno-zachodniego krańca Wysokiego Lasu.
W tym miasteczku znajduje się siedziba organizacji której interesy są w sprzeczności z naszymi.
Organizacja ta zajmuje się handlem surowcami wydobywanymi z kopalni w Wilczym Szańcu, dzień drogi na południe od miasteczka
[tu naszkicowany jest herb który Glami otrzymał po nadaniu prawa ziemskiego]
Pana celem jest maksymalnie utrudnić funkcjonowanie tej organizacji po pierwsze poprzez przesyłanie informacji o planowanych dostawach z Wilczego Szańca do Srebrnego Miasta.
Informacje te pozostawi Pan z odpowiednim wyprzedzeniem w dziupli drzewa, przy trakcie 2 mile na wschód od miasta.
[tu szczegółowa mapka jak trafić do drzewa].
W każdy pierwszy oraz piąty dzień tygodnia ta wiadomość zostanie odebrana przez grupę działającą na wschodzie przy trakcie
Po drugie po przez stopniowe wyeliminowanie osób zarządzających dla tej organizacji.
Po trzecie poprzez przesłanie do nas wszelkich dokumentów dotyczących handlu wymienionej organizacji ze Srebrnym Miastem na adres:
ul. Srebrnego Dzbana 6, II piętro, Luskan.

Zgodnie z ustalonym przez pośrednika cennikiem będziemy przesyłać Panu pieniądze na Pańskie konto w banku jak tylko będziemy otrzymywać raporty o postępie prac.


Z głębokim uszanowaniem.
Pan Sz.
"


Dodatkowo karczmarz obciążył Was kosztem wymiany okna, krzesła i sprzątnięcia pokoju w wysokości 50 sztuk złota oraz zarekwirował konia na poczet niezapłaconego rachunku za pokój.
Pojawiła się też straż miejsca (chyba ktoś widział ten słup ognia) ale jak zobaczyła Glamiego to dowodzący patrolem kapral uprzejmie zapytał Lorda Glamiego co się stało i czy potrzebujecie jakiejś pomocy.
Dodatkowo bardzo prosił aby dziś lub jutro znaleźć chwilkę i złożyć wyjaśnienia na posterunku straży osobiście lub pisemnie jeśli wam tak wygodniej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Pon 14:01, 01 Gru 2014    Temat postu:

Działo się a działo...
piwo lało się strumieniami, ogień trzaskał pod samą powałę, szybky trzeszczały od mrozu i śpiewu a cały budynek trząsł się od krasnoludzkich przytupów...

Tak przebiegło spotkanie Glamiego z grupą krasnoludów z Gór Kręgosłupa Świata na północy, która przybyła do Yartar.
Gdy rozpoznali w Glamim Glamiego, a Glami dowiedział się że to jego szukają i do niego jadą dołączyć, sadybę krasnoludzką pomóc budować radości i śmiechu nie było końca.
Ponad 40tka krasnoludów wśród których są też przedstawiciele rzadkiej rasy Lodowych Krasnoludów to nie lada gratka dla Szańca.
Dodatkowo Glami otrzymał w prezencie kuszę wykonaną z nigdy nietopniejącego lodu wraz z zapasem lodowych bełtów.
Dopiero gdy karczmarzowi skończyły się beczki w piwem, miodem oraz antałki z wódką Glami przypomniał sobie o celu w jakim przybył do Yartar.

Na szczęście w zajeździe oprócz balii z gorącą wodą czekał też Malik pogrążony w rozmowie z Gerhardem.
Co prawda na lewym przedramieniu miał dziwnie wyglądający karwasz z zielonego metalu z wprawionymi kawałkami jakiegoś kryształu na który co chwilę rękaw szaty naciągał jakby przed postronnym wzrokiem ukryć go chciał.

Sharun tymczasem po rozmowie z akolitą Tyra oznajmił, że musi udać się do świątyni aby pomóc w czymś kapłanom Tyra ale że wróci i najwyżej dogoni was na szlaku.

Glami przypomniał sobie, że obiecał złożyć wyjaśnienia w straży miejskiej dotyczące waszej rozróby w karczmie "Cztery Pokoje" i nieopieszając się to zrobił.
W końcu słowo nie dym !

Po krótkiej naradzie zdecydowaliście, że Gerhard zaczai się w okolicach dziupli kontaktowej przed miastem i spróbuje wyśledzić gdzie mają obóz niecni łotrzykowie, co wam karawanę złupić się ośmielili.
Aby wspomóc go w tej chłodnej i nieprzyjemnej misji przygotowaliście dla niego 2 mikstury ochrony przed zimnem, jedną niewidzialności i jedną widzenia w ciemnościach.

Pomimo nieobecności Sharuna postanowiliście z pomocą jednego z akolitów Tyra przepytać ducha zabójcy spopielonego na dachu świetlistą mocą Sharuna.
Niestety zarówno możliwości akolity jak i stan zdekapitowanych zwłok pozostawiał wiele do życzenia więc musieliście ograniczyć się do 2 pytań.
Udało wam się dowiedzieć, że za tymi atakami stoi Gildia Złote Pokoje w Luskan oraz poznaliście nazwisko zleceniodawcy zabójstwa.

Po szybkiej wizycie w bibliotece dowiedzieliście się, że wyżej wspomniana Gildia nie jest duża ale jest bardzo bogata (skąd pochodzi jej nazwa).
Jej główna siedziba jest w Luskan na północy, a działalność Gildii ogranicza się do handlu surowcami kopalnianymi w północnej części Wybrzeża Mieczy oraz na morskim imporcie towarów.

Korzystając z mocy Malika zwanego już prawie Boskim przenieśliście się na skrzydłach magii do Szańca, wyznaczyliście drużynę 4 ludzi i 4 krasnoludów z waszych wojów oraz 2 myśliwych (Nandar był jednym z nich). Sprawnie nakazaliście przygotowania i następnego dnia wieczorem byliście już gotowi do drogi.
Po mentalnym kontakcie Malika z Gerhardem okazało się, że do dziupli przybyło 2 jegomościów z których jeden od razu zawrócił po sprawdzeniu, że w dziupli nic nie ma, ale drugi z nich udał się do Yartar.
Nie będą pewnym co ma czynić Gerhard udał się za tym, który poszedł do Yartar.

Na wieść o tym nie czekając do rana wyruszyliście nocą do Yartar. Mimo, że konie były świerze, a płozy w wozach dobrze wyszlifowane to i tak dopiero nad ranem dodarliście do przeprawy promowej na rzece. Przeprawa trwała półtorej godziny. W międzyczasie Malik nawiązał kolejne połączenie myślowe z Gerhardem i dowiedział się, że nieznajomy po wizycie w sklepie z magicznymi przedmiotami oraz krótkim pobycie w karczmie szykował się do opuszczenia miasta.
Gerhard zdecydował się na konfrontację w wyniku której zarobił kilka blizn ale rzezimieszek leżał teraz związany w pokoju w karczmie.
Przyspieszyliście jeszcze tempo waszej podróży i w 2 godziny po świcie dotarliście do Yartar.

Napotkaliście wyjeżdżających z Yartar do Szańca spotkanych wcześniej krasnoludów i na wieść o tym gdzie i po co jedziecie 5 z nich przyłączyło się z ochotą do waszej wyprawy.

Chcąc zrobić wszystko w świetle prawa udaliście się z więźniem do straży miejskiej, poprosiliście o zamknięcie go w lochu oraz o możliwość przesłuchania.
Kapitan straży wyraził taką zgodę ale poprosił aby mógł uczestniczyć w przesłuchaniu.
Po dość krótkim i kulturalnym przesłuchaniu (Malik nie mógł się powstrzymać przed lekkim zbiciem związanego) okazało się że wasz więzień jest twardo stąpającym po ziemi mężczyzną i dał się przekonać aby iść z wami na układ.
W zamian za wolność, trochę złota, ubranie i konia zgodził się narysować wam mapę i odpowiedzieć na wasze pytania.
Wg. niego sytuacja przedstawia się następująco:
- ich grupa (wolni najemnicy) pod wodzą elfiego kapitana Tyriona przebywa 2 dni konno na wschód od Yartar, na wysokości znanego wam z początku kampanii kasztelu.
- obóz położony jest półtorej mili w głąb lasu na północ od traktu.
- siły liczą 26 ludzi (teraz już 25 bo jednego macie)
- w śród nich znajduje się człowiek kapłan Cyrica oraz półork Zaklinacz
- określił swoją grupę jako doświadczoną i wyspecjalizowaną

Uznając, że wiecie już wystarczająco wiele wyruszyliście wozami na wschód.

Droga przebiegała spokojnie, śnieg leniwie pruszył. Jednak gdy zapadł zmrok i rozłożyliście obóz to 3-4 mile za wami dostrzegliście duże, obozowe ognisko świecące jak latarnia w nocy.
Po krótkiej naradzie postanowiliście wysłać Nandara na zwiady.
Nandar poszedł.
Oczekiwali że w ciągu 2 godzin wróci jednak nawet o północy jeszcze go nie było.
Około 2 w nocy obudził ich zaniepokojony drugi myśliwy mówiąc, że Nandara nadal nie ma.
Malik spróbował nawiązać myślowe połączenie z Nandarem ale jedyne co udało mu się usłyszeć jako odpowiedź to słowa
"mają mnie"

Resztę nocy spędziliście na gorączkowych rozważaniach co powinniście robić zwłaszcza, że tamto ognisko nadal płonęło.
Już mieliście podrywać obóz i wracać do Yartar ale...
Z rozważań wyrwało was przybycie Nandara. Dawno nie widzieliście go tak wkurzonego.
Powiedział coś niewyraźnie o tym że został złapany od razu jak tylko się zbliżył i że musiał odpowiadać na pytania kim jest i dlaczego się skrada.
Potem powiedział, że oni i tak jadą waszą stronę więc wszyscy i tak zrozumieją zaraz.

Rzeczywiście już po chwili traktem nadjechało 14 jeźdźców jadących noga za nogą, a w powietrzu łomotały proporce z herbami oraz symbole Tyra.
Na przedzie jechał elf w złotej elfiej płytowej zbroi pokrytej elfimi runami, przy pasie miał szeroki miecz, przy siodle dużą rycerską tarczę a w pancernej rękawicy trzymał długą laskę arcymaga.
Jego koń miał długie proste rogi i płonące czerwienią oczy.
Koń drugiego jeźdźca, całego zakutego w płytową zbroję z adamantytu szedł w powietrzu kilkanaście centymetrów nad śniegiem.
Jeszcze dalej jeden z rycerzy jechał na pegazie.
Cała grupa składała się z 7 rycerzy lśniących na milę i z 7 giermków uzbrojonych tak że z powodzeniem mogli by sami za rycerzy uchodzić.

Mijając was poza krótkim i zdawkowym pozdrowieniem "Chwalmy Tyra" nie zwrócili na was żadnej uwagi.

Jak odjechali stwierdziliście, że to dobrze, że nie zdecydowaliście się odbijać zbrojnie Nandara i wyraziliście nadzieję, że może wasi Rozbójnicy ich napadną i będzie po kłopocie :)

Ruszyliście dalej.
Kolejnego dnia koło południa dojechaliście do "punktu 0"

Za pomocą Nandara oraz kruka Gdasia zinfiltrowaliście polanę na której położony jest obóz najemników.
Obozu pilnuje cały czas 4ech wartowników. Siedzą na drzewach dookoła obozu w odległości około 30-40metrów od polany i około 40-50 metrów od siebie nawzajem.
Nocą dodatkowo dwóch strażników cały czas obchodzi obóz wzdłórz linii wartowników.

Niespodzianką i to nie bardzo miłą okazało się to że na obóz nałożony jest silny czar ochronny który powoduje, że wszystko na polanie jest niewidzialne.
Aby móc dostrzec ludzi na polanie trzeba mieć na sobie pleciony amulet który zabraliście przesłuchiwanemu w Yartar najemnikowi.

macie tydzień na wymyślenie taktyki.
mam nadzieję że uda się za tydzień komplet.

najbliższa sesja zapowiada się krwawo :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Wto 14:16, 16 Gru 2014    Temat postu:

Nadeszła noc.

Na niebie powolne, ociężałe śniegowe chmury co jakiś czas odsłaniały fragment okrągłej twarzy księżyca.
Pruszył śnieg.
Wiatru prawie nie było czuć więc z wolna opadające płatki śniegu osiadały na waszych czerwonych od mrozu nosach.
Skupieni blisko siebie, pomiędzy drzewami przy trakcie, przyciszonymi głosami omawialiście plany ataku na obóz najemników.
Dyskusja najpierw cicha i spokojna przerodziła się w końcu w zażartą i niespokojną wymianę zdań.
Sharun stanął okoniem.
Próbował was przekonać że atak w ciemnościach nie ma szans się powieść i że lepiej przeprowadzić otwarty, frontalny atak za dnia.
Na wasze szczęście udało wam się go przekonać do swoich racji i atak zdecydowaliście się przeprowadzić głęboką nocą.

Podzieliliście waszą grupę na 4 mniejsze drużyny które miały za zadanie okrążyć obóz i ustawić się na pozycjach.
Gerhard, Nandar oraz Sharun (bez zbroi) mieli za zadanie podkraść się po kolei do każdego z wartowników na drzewie i po zapewnieniu przez Sharuna magicznej ciszy wokół - szybko wyeliminować jednego po drugim.
W międzyczasie w ten sam sposób wyeliminowaliście 2 krążących wokół obozu wartowników.

Tymora musiała czuwać tej nocy nad wami gdyż udało wam się to zrobić bez żadnych przykrych niespodzianej.
Nie złamała się żadna gałąź.
Nikt w obozie niczego nie zobaczył ani nie usłyszał.
Każdy ze strażników posłusznie poddał się pod nóż Gerharda i miecz Nandara.

Przeszliście do realizacji drugiej części planu.
Magicznie ulepszony, niewidzialny Glami wzleciał w powietrze i zawisł nad polaną wypatrująć czarodzieja i kapłana.
Malik rozpoczął przywoływanie swojego najpotężniejszego czaru. Wyciągnięte przed siebie dłonie z szeroko rozcapierzonymi palcami zalśniły najpierw czerwonym blaskiem by po chwili wyrzucić z siebie cztery kule wielkości dużych pomidorów mknące przed siebie na teren obozu.
Kule przez nikogo nie zauważone i nie napotykając żadnej trudności dotarły w pobliże środka obozu i zawisły w powietrzu w lekkim oddaleniu każda od siebie.
Przez chwilę panowała cisza.
Już się wam wydawało że czar nie wyszedł albo Malik jak zwykle z Was zakpił.
Nagle kule eksplodowały a większą cześć środka obozu wypełniły płomienie i krzyki płonących ludzi.
Podmuch ognia spopielił stojący na środku totem i chroniący obóz czar ukrycia pękł jak bańka nakłuta gwoździem.
Wyglądało jakby w obozie miał zapanować chaos.
Jednak najemnicy okazali się być dobrze wyszkoleni bo nie poddali się panice i zaskoczeniu.
Kilka płonących sylwetek nie podniosło się z posłań po wybuchu ognia, kilka następnych gasiło pospiesznie dymiące ubrania.
Z resztek porwanego namiotu podniósł się człowiek otoczony niebieską bańką światła, a z pod innego posłania wstał półork i zaczął wspinać się w powietrzu jakby wchodził po niewidzialnych schodach.
Glami jednak nie próżnował. Od razu pojawił się przy półorku i potężnie przywalił mu toporem.
W powietrzu rozległy się słowa głośniej modlitwy i na skraju obozu z zaspy śniegu pojawił się ogromny, czarny niedźwiedź.
Na spotkanie niedźwiedzia natychmiast wybiegło dwóch, potężnie zbudowanych osiłków z wielką bronią.
Wrogi czarodziej wymamrotał jakieś zaklęcie i nagle zamiast jednego stało 8 takich samych czarodziejów !
W powietrzu toczyły się zmagania topora Glamiego z szablą kapłana.
Szarża dwóch osiłków okazała się tak druzgocząca że głowa niedźwiedzia została oddzielona od ciała w pierwszym ciosie wielkiego topora.
Obaj besererkerzy pobiegli dalej w las w poszukiwaniu wrogów i trafili na grupę 3 krasnoludów ochraniających Malika.
Mniej więcej w tym czasie Sharunowi puściły napięte jak postronki nerwy i rzucił potężne zaklęcie rodem z grobowców pustynnych.
Z pod śniegu i z pośród drzew wyleciały setki i tysiące żuków. Błyskawicznie zakryły całą polanę przed waszym wzrokiem, a bzyczenie ich skrzydeł zagłuszało większość dźwięków.
Pokrzyżowało to całkowicie wasze plany równomiernego ostrzału polany z pomiędzy drzew.

Przecież nie da się strzelać do czegoś czego nie widać !

Szybkim gestem, Malik posłał kulę ognia w kierunku gdzie jak pamiętał walczyli w powietrzu Glami z Kapłanem.

Sharun osiągnął jednak jakiś efekt bo w powstałym chaosie nie dość że najemnicy nie byli w stanie wykonywać żadnych skoordynowanych działań to jeszcze wrogi czarodziej nie miał szans na poprawne rzucenie żadnego zaklęcia.
Przynajmniej tak to wyglądało. Jednak już po chwili wśród chmur niezliczonych owadów zaczęły błyskać wybuchy ognia.
Glami silnym ciosem topora zabił półorka i zleciał w dół szukając po omacku przeciwników.
Na jego szczęście od razu trafił na Elfiego kapitana Najemników i rozpoczął z nim pojedynek.

W międzyczasie dwaj berserkerzy przedarli się między krasnoludami i kilkoma ciosami sprowadzili Malika na skraj bolesnej śmierci.
Gdyby nie bohaterska szarża krasnoludów oraz 4 gwardzistów z Szańca to nie miałby żadnych szans na przeżycie. Uratowali mu życie. Poświęcając swoje.
Już po chwili okazało się że nie są żadnym przeciwnikiem dla berserkerów i po kolei zaczęli umierać.

Malik najpierw odsunął się na bezpieczną odległość, wyleczył a potem zaczął bombardować berserkerów piorunami.
Po kilku rundach kolejna błyskawica oraz wysiłki bohaterskich gwardzistów zdołały pokonać jednego berserkera.
Jednak na placu boju został drugi berserek i już tylko 2 walczących z nim gwardzistów.
I wtedy Malik zrobił coś bardzo Malikowego.
Przywołał magię lodu i uwięził pod lodową kopułą zarówno berserkera jak i gwardzistów skazując ich na pewną śmierć. Nawet mu brew nie drgnęła mimo że chwilę wcześniej to oni uratowali mu życie.

Glami tymczasem toczył ciężką walkę. Co prawda elf nie był bardzo wymagającym dla niego przeciwnikiem ale do walki przyłączyła się większość ocalałych najemników i Glami musiał zmagać się z 8 przeciwnikami na raz. Już po wymianie kilku ciosów elf zaczął wycofywać się i Glami musiał przebijać się do niego przez przybywających zewsząd najemników.

Tymczasem z chmury owadów wyszedł wrogi czarodziej i od razu natknął się na kilku waszych krasnoludów oraz na Sharuna. Rozpoczęła się walka i wymiana ognia.
Jedno po drugim znikały iluzyjne odbicia maga.
Nagle pomiędzy czarodziejem a wami wyrosła ściana ognia przerywając ten pojedynek.
Zanim Sharun ją obiegł, a do walki włączył się Nandar i Malik czarodziej zdążył wzmocnić swoje ochrony.
Znowu rozpoczęła się wymiana czarów i ciosów. Okazało się że niebieska bańka światła odbija większą część czarów Malika więc znowu odwołując się do swoich najpotężniejszych czarów Malik przywołał strefę antymagii, przerwał działanie wszystkich czarów i rozpoczął walkę na laski z wrogim magiem, każąc się odsunąć Sharunowi i Nandarowi.
Po wymianie kilkunastu ciosów czarodziej odwrócił się i zniknął po drugiej stronie ściany ognia.
Zanim Malik przedostał się przez ścianę próbując rozproszyć ją czarami to Sharun obiegł ścianę dookoła.

W międzyczasie Glami przedarł się wreszcie przez resztki gwardzistów i dobił elfiego kapitana, a następnie rozpoczął krwawą łaźnię najemnikom którzy po śmierci swojego kapitana ani myśleli o poddaniu się. Walka trwała krótko.

Słaniający się na nogach Sharun zasypał znowu ciosami miecza czarodzieja ale to zaklęcie lodowej kuli Malika wreszcie zabiło wroga.
Zanim jednak ciało czarodzieja znieruchomiało na dobre Malik podciągnął jedną ręką szatę, demonstrując swoje chude i koślawe łydki i szaleńczo podbiegł do czarodzieja krzycząc do wszystkich żeby poszli precz !
Dobiegł, kucnął i położył rękę w powietrzu nad piersią maga. Zamknął oczy, skupił się i rozpoczął jakąś tajemniczą inkantację.
Z ciała czarodzieja zaczęły unosić się najpierw pojedyncze nitki i strzępki ciemno czerwonego koloru, następnie całe grube strugi koloru krwi zaczęły pełznąć po ręce Malika aż do kryształu na końcu jego laski.
Kryształ rozjarzył się złowrogo, a strugi zaczęły w niego wnikać.
Trwało to kilka rund.
Nagle strugi znowu zmieniły się w strzępki aż kompletnie przestały płynąć.
Malik rozkaszlał się, pobladł, a na jego wargach pojawiła się krew.
Ledwo wstał, chwiejąc się i opierając z całej siły na swojej lasce.
Mimo że na bladych ustach miał nie do końca startą krew, a ciałem cały czas wstrząsał suchy kaszel to oczy płonęły szczęściem i jakąś dziką satysfakcją.

Powoli zauważyliście, że nie słychać już brzęczenia. Czar się skończył, a owady zniknęły.
Na polanie zastygła cisza, przerywana jedynie jękami rannych i umierających.
Sharun błyskawicznie wziął się do roboty.
Dzięki jego staraniom udało się uratować kilku krasnoludów którzy mimo, że wyglądali na nieżywych to jeszcze gdzieś głęboko tliło się w nich życie.
Dodatkowo przeżyło 3 najemników, których Sharun opatrzył.

Przeszukaliście całą polanę oraz wszystkie ciała wrogów.
Znaleźliście też skrzynię z pieniędzmi czyli prawdopodobnie kasę kompanii najemników.
Dodatkowo nieopodal w lesie znaleźliście też swoje wozy wraz z całym ładunkiem, a zdobyte na najemnikach konie spokojnie dadzą się do nich zaprzęgać.
Przy kufrze leżała też gruba księga będąca szczegółową kroniką kompanii przez ostatnie 8 lat.
Oprócz tego znaleźliście list opisujący ze szczegółami to że kompania miała uniemożliwić wam dostawy żelaza do Silverymoon przez najbliższe pół roku.
Dodatkowo było też kilka listów napisanych niestarannym pismem opisujące co się dzieje w Yartar i kiedy wyrusza wasza karawana do Silverymoon.


Przedmioty opiszę w innym dziale żeby tu było bardziej fabularnie

Co teraz chcecie zrobić dalej ?
Co z odzyskanymi wozami ?
Co z 3ma najemnikami którzy przeżyli ?
Co z najemnikiem który został w areszcie w Yartar ?
Co z listem który na trakcie dostarczy wam posłaniec z Szańca na samym początku sesji ?


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Wto 13:50, 23 Gru 2014    Temat postu:

i znowu kolejna zimowa noc otworzyła nad wami czarną połać nieba.

Na szczęście droga przez las do Kasztelu z zaprzyjaźnionym drużynie Lordem była krótka.
Choć i tak idąc nocą przez las czuliście się obco i trochę niepewnie.
Tak jakby Las nie był zadowolony z tego że rozcinacie zaspy waszymi wozami i pokazywał wam to w emocjach.
Zbrojni na murach kasztelu, ognie i pełne dystansu powitanie nie poprawiły wam nastroju.
Niewielką radością okazał się fakt, że córka Lorda ma się dość dobrze, dzięki modlitwie Sharuna choroba została z niej wygnana już na stałe.
Po odrzuceniu propozycji starego Lorda do przezimowania u niego w kasztelu położyliście się spać.
Jednak noc nie okazała się spokojna.
W środku nocy obudził was przerażony krzyk Gerharda dobiegający z jego pokoju oraz odgłos wyłamywanego okna.
Chwilę później, już na korytarzu spotkaliście się z przerażonym Gerhardem który zaczął pośpiesznie mówić coś o jakimś cieniu, o pazurach i o ciemności która wypełniała pokój.
Po szybkim ale i ostrożnym sprawdzeniu pokoju okazało się że jedynymi śladami tego że jakieś zdarzenie miało miejsce jest wypalony ślad pazurów na drzwiach i otwory w miejscu gdzie przebiły one drzwi na wylot.
Oczywiście było też okno roztrzaskane przez Gerharda przy pośpiesznym opuszczaniu pokoju.

Mimo dokładnego przeszukania nazajutrz całego kasztelu nie udało wam się znaleźć żadnych dodatkowych śladów.
Rozmowy z Lordem i jego ludźmi też nie przyniosły wyjaśnienia zagadki.
Po całodniowych pracach polegających na przerabianiu waszych wozów na sanie byliście gotowi aby kolejnego dnia opuścić kasztel.
Noc minęła spokojnie choć być może dlatego że spaliście wszyscy razem w jednym pokoju.
Zdecydowaliście się zabrać ze sobą 5 krasnoludów, resztę wraz z ciałami 4 gwardzistów i końmi odesłaliście do Szańca.
Dodatkowo zgodziliście się aby 5 podróżników, którzy schronili się w kasztelu towarzyszyło wam w drodze do Silverymoon (3 ludzi, półelf i krasnolud).
Dzięki temu byliście w stanie przydzielić woźnicę do każdego z 8 wozów z żelazem oraz do cygańskiego wozu Malika.

Jak planowaliście tak i zrobiliście i następnego dnia wyruszyliście na wschód.
Pierwsze 3 noce spędziliście pod gołym niebem na wozach, z dala od wygód domowego łóżka i kominka.
Dlatego gdy 4tego dnia napotkaliście wczesnym popołudniem duży zajazd to od razu zdecydowaliście się na nocleg w nim.
Malik z ogromną przyjemnością zaległ w dużej balii z gorącą wodą.
Reszta z Was zadowoliła się gorącą kolacją piwem i wódką.

Noc zapowiadała się cicho i spokojnie. Nawet wiatr jakby ucichł.

Glamiego obudziło potrząsanie za ramię. To znowu był Gerhard.
Przyciszonym głosem kazał mu wziąć broń i pokazał mu plamę krwi na swojej piersi oraz trzymaną w rękach odciętą dłoń.
Twierdził, że obudził się z tą dłonią na piersiach.
Po szybkim przeszukaniu pokoju zeszliście na dół i zobaczyliście karczmarza siedzącego tyłem do was przy butelce wódki.
Glami podszedł do niego i potrząsnął za ramię chcąc zapytać czy czegoś nie widział.
Ku waszemu zaskoczeniu głowa karczmarza powoli przechyliła się na bok i sturlała na podłogę.
Karczmarz był martwy. Nie miał też prawej dłoni.

Po szybkim zastanowieniu się cała drużyna rozeszła się wokoło tropiąc i szukając śladów.
Zarówno Malik jak i Sharun korzystali przy tym z pomocy swojej magii.
Malik unosząc się na skrzydłach swojej magii wzniósł się w powietrze i zaczął oglądać dach karczmy.
Sharun tropił niewidzialne (albo widzialne tyko dla niego) ślady od wejścia do karczmy aż do pokoju Gerharda i dalej aż za okno pokoju.
We framudze drzwi do karczmy Glami dostrzegł niewielki, również wypalony ślad po pazurach.

Malik wiedziony ściezkami magii oddalił się od budynku karczmy i wleciał przez otwarte drzwi do stodoły.
Chwilę później ciszę przeszył krzyk Malika i jego wołanie o pomoc.
Gdy wybiegliście zza karczmy zobaczyliście ciało Malika leżące w powiękrzającej się na śniegu, kałuży krwi.
Napastnika nigdzie nie było widać.
Sharun natychmiast rozpoczął modlitwę uzdrawiającą i zdążył w ostatniej chwili uratować Malika przed śmiercią.
Dalsze szukanie śladów pozwoliło wam odkryć wypaloną sylwetkę na ścianie wewnątrz stodoły oraz ślady widoczne tylko dla Sharuna obchodzące stodołę i znikające za palisadą otaczającą zajazd.

Nie zdecydowaliście się na pościg.

Zamiast tego uspokoiliście wszystkich ludzi i wyjaśniliście na tyle ile to było możliwe okoliczności śmierci karczmarza.
Resztę nocy spędziliście na zmianę czuwając.

Następnego dnia wyruszyliście w dalszą drogę, od Silverymoon dzielą was jeszcze około 2 tygodni drogi przy obecnych warunkach.

Jednak gdy już pakowaliście się na wozy z nieba nadleciał majestatyczny orzeł i w szponach przyniósł list dla Glamiego.
Odczekał chwilę na ewentualną odpowiedź, wymienił kilka dumnych skrzeków z Gdasiem i odleciał na zachód.

Treść listu brzmiała:
_________________________________________________________
"Drodzy Przyjaciele,

Z Wysokiego Lasu nadeszli kolejni uchodźcy.
Tym razem są to ludzie z osad łowieckich w zachodniej części Lasu.
Większość odeszła dalej na zachód twierdząc, że tak blisko lasu nie jest bezpiecznie ale 20parę osób zdecydowało się zostać w Szańcu.

Podobno ich osady zaatakowały jakieś dziwne złe istoty.
Z niektórych opowieści myślę że to mogli być Nieumarli ale z innych stanowczo wynika że to było coś innego.

Nie podoba mi się to wszystko i jak tylko wróci Nandar to wyślę go do Lasu aby sprawdził o co chodzi.

Sprawdzę też obronę szańca i załatam ewentualne uszkodzenia w murach i wale.

Khalin Złoty Płaszcz,
Namiestnik na Wilczym Szańcu.

dopisek na dole
Już wróciłem i przesyłam wam ten list od Khalina przez mojego Orła.

Nandar.
_________________________________________________________


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez White Lion dnia Wto 14:16, 23 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Śro 16:17, 07 Sty 2015    Temat postu:

kolejny dzień i kolejne mile podróży.

Mimo mrozu i zasp przez które musicie się przedzierać i od czasu do czasu padającego z nieba śniegu jest prawie sielankowo.
Dopiero drugiego dnia natrafiliście na zniszczoną niedawno karawanę. Przewrócone wozy, ciała ludzi i koni zamarznięte na kamień i czarne ptaki próbujące dla siebie coś z tego wygrzebać.
Niełatwo było Wam ustalić kto napadł tych ludzi. Co prawda w ciałach niektórych ofiar oraz w deskach wozów tkwiły strzały z krótkich łuków ale też dało się zobaczyć rozszarpane gardła i ślady szponów na ciałach.
Po spaleniu ciał (pochować nie było ich jak) pojechaliście dalej.

4tego dnia wczesnym popołudniem trafiliście na niewielki parterowy zajazd. Bez żadnych wątpliwości zatrzymaliście się na postój. Jedzenie było gorące, wódka mocna i nawet ktoś z gości próbował coś grać na mandolinie.
Z rozkoszą wyciągnęliście się w łóżkach i nakryliście kocami.
W środku nocy obudził was okrzyk bólu !
Gdy zerwaliście się z łóżek zobaczyliście osuwającego się bez życia po drzwiach Malika i stojącego nad nim z wyciągniętymi mieczami Gerharda.
Rozpętał się zamęt. Jeden przez drugiego próbowaliście pomóc Malikowi oraz uzyskać jakieś wyjaśnienie od Gerharda.
Sytuację komplikowało dodatkowo ciało waszego krasnoluda z rozszarpanym gardłem leżące na korytarzu przed drzwiami.

Na szczęście Malika udało się uratować.

Gerhard powiedział, że wstał w nocy i wyszedł za potrzebą.
Gdy wracał to zobaczył na podłodze przed drzwiami leżące ciało Malika z roszarpanym gardłem a w drzwiach pokoju czającego się do skoku potwora. Bez namysłu zaatakował go i wbił w niego oba miecze.
Dopiero po chwili zorientował się że stoi nad ciałem Malika osuwającym się po drzwiach, a na korytarzu leży ciało krasnoluda.

Po krótkich rozważaniach stwierdziliście że Gerhard padł ofiarą jakiejś ułudy.

Zawinęliście ciało krasnoluda w koc i następnego dnia ruszyliście dalej. W którymś momencie konie ciągnące wóz Malika (na koźle siedział Gerhard) skręciły w prawo (na południe) skręcając z traktu w stronę lasu.
Gerhard próbował zmusić je do powrotu na trakt lub do zatrzymania ale nie udawało mu się to.
Wóz wjechał w las.

Kilku z was zaczęło się przedzierać przez zaspy w kierunku lasu w ślad za wozem.

Gdy dotarliście do niego (pierwszy dotarł Sharun) konie były martwe, a w ścianach wozu wbite było kilka strzał. Po Maliku i Gerhardzie nie było ani śladu.

Po chwili zza waszych pleców (czyli ze skraju lasu) dobiegły was nawoływania Malika.
Okazało się że po wjechaniu w las Gerhard zabił własnoręcznie konie w celu zatrzymania wozu.
Gdy z pomiędzy drzew zaczęły wylatywać strzały Malik chwycił Gerharda i teleportował się z nim przed linię lasu w zaspy czyli za wasze plecy.

Po napastnikach nie było ani śladu.

Wyciągnęliście wóz. Zaprzęgliście dodatkowe konie i wróciliście na szlak.
Jednak coś wisiało w powietrzu i co jakiś czas każdy z was oglądał się za swoje plecy.

Po następnych kilku dniach krążący w powietrzu kruk Gdaś ostrzegł o podążającej za wami dziwnej potężnej sylwetce.
Przygotowaliście się na ew. walkę i czekaliście aż dziwna postać was dogoni.

Okazało się że jest to prawie 3 metrowej wysokości humanoidalna postać cała z adamantytu i pokryta gdzieniegdzie złotem. Postaci brakowało głowy oraz prawej ręki - widniejące za miast niej obszarpane fragmenty metalu jasno pokazywały że straciła je w walce. W prawej ręce postać niosła ogromną powyginaną tarczę. W niektórych miejscach na ciele widniały ślady ognia o ogromnej temperaturze i ślady roztopionego metalu.

Postać w ciszy wyminęła was i powolnym lecz nieustannym krokiem szła dalej w stronę Silverymoon.

Po chwili ruszyliście w swoją drogę także i wy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez White Lion dnia Śro 16:35, 07 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Śro 16:50, 07 Sty 2015    Temat postu:

ostatnie dni podróży i jeden z ostatnich południowych postojów przed celem waszej podróży.

Wartownicy dostrzegli zbliżającą się powoli do obozu postać z laską i w szpiczastym kapeluszu.
Na jej spotkanie wyszedł Gerhard lecz oprócz uprzejmego pozdrowienia nie zdołał wyciągnąć nic dodatkowego od tego sympatycznego staruszka.
Kapelusznik wyminął wozy i skierował się do grupy stojącej wokół wozu Malika i rozmawiającej ze sobą.
Po krótkich i uprzejmych pozdrowieniach (ku waszemu zaskoczeniu gość zwrócił się po imieniu do niektórych z was) staruszek poprosił Malika o zalanie jego kubka z ziołami wrzątkiem i zaczął rozmawiać o rodzinie z jednym z krasnoludów z Doliny Lodowego Wichru,
następnie zwrócił uwagę Gerhardowi że niebezpiecznie jest się zbyt długo przywiązywać do pewnych rzeczy a Malika ostrzegł przed tym aby nigdy nie próbował połączyć kamienia który nosi w swojej lasce z laską w której ten kamień kiedyś był bo nic dobrego z tego nie wyniknie.

Następnie dopił ziółka, wytrzepał kubek, pożegnał się i ruszył w swoją drogę.

Jak odchodził to zwróciliście uwagę, że nie zapadał się w śnieg.
Po kilku chwilach prawie pomiędzy waszymi mrugnięciami oka zniknął.

Nie do końca wiedząc co o tym wszystkim sądzić zebraliście się i ruszyliście w dalszą drogę.
Po jakimś czasie, za kolejnym wzgórzem wreszcie ujrzeliście strzeliste wieże Srebrnego Miasta !
Przez długi czas staliście na wzgórzu i podziwialiście Srebrny Pałac Lady Alustriel of Silverymoon, masywny gmach Biblioteki i Uniwersytetu Magicznego, Świątynie Tyra i Helma, 3 wysokie wieże magów oraz samą bramę do miasta szeroką, wysoką i strzeżoną przez dwie wysokie wieże strażnicze.

Widać było że Miasto już wie o zagrożeniu z Wysokiego Lasu ponieważ na murach, pod nimi i w ich okolicy mimo mrozu krzątają się robotnicy naprawiając i uszczelniając system obronny miasta.

Zaraz po wjechaniu do miasta odstawiliście wozy z żelazem do magazynów pałacowych gdzie zasięgnęliście języka gdzie można spotkać Mistrza Gildii zajmującej się sprawami handlowymi Miasta.

Postanowiliście się rozdzielić.
Glami, Sharun i Gerhard poszli do karczmy "Patelnia i Młot" aby w spokoju oddawać się rozkoszom gorzałki i mięsiwa.
Malik udał się do lokalu odwiedzanego głównie przez adeptów magii i uczniów biblioteki oraz odwiedził samą bibliotekę w celu wyszukania materiałów o krysztale gnomów.

Jeszcze tego samego dnia udało się Glamiemu z nim spotkać i przedstawił mu całą sprawę napadu na waszą karawanę. Mistrz zaproponował prawne rozwiązanie tego problemu czyli wystąpienie o odszkodowanie.
Na następny dzień umówił Was z jednym ze swoich prawników.
Na spotkanie poszliście we trzech Glami, Malik i Gerhard lecz już po 2 godzinach na placu został sam Glami podczas gdy reszta się ulotniła.
Spotkanie trwało cały dzień i jeszcze następny (Glami wytrzymał to dzięki dużej ilości gorzałki podpijanej w przerwach) ale okazało się bardzo owocne.
Prawnik zaproponował wystąpienie o odszkodowanie w wysokości:
- około 800sz za zniszczenia wozów
- około 5000sz za straty moralne i wizerunkowe
- około 5000sz za śmierć 24 waszych pracowników
- około 25000sz dla Srebrnego Miasta za spowodowanie opóźnienia strategicznego surowca w przededniu wojny.
Wg jego szacunków późną wiosną można oczekiwać na rozstrzygnięcie sprawy ale jeśli macie chody i wstawi się za wami ktoś możny (może sama Lady) to może i wcześniej to będzie.

W czasie gdy Glami zmagał się ze sprawami prawnymi reszta z Was zabrała się za odcyfrowywanie dziwnego, magicznego pergaminu który pokazał wam Gerhard.
W pracy pomagała wam zgrabna bibliotekarka którą uwolniliście z kanałów pod Waterdeep kilka miesięcy temu.
Jakie było wasze zdziwienie jak po kilkunastu godzinach pracy z pergaminem oraz słownikami języka demonów z otchłani przetłumaczyliście tekst traktujący o życiu miłosnym Demonów i Demonic w Otchłani Smile
Coś tu było nie tak.
Niezastąpione okazało się zaklęcie Sharuna Prawdziwe Widzenie które ukazało prawdziwą treść listu i pozwoliło ją skopiować.
Kolejne kilkanaście godzin pracy przetrwaliście tylko dzięki jakiemuś wciąganemu nosem narkotykowi którym poczęstowała was bibliotekarka.

Udało wam się przetłumaczyć większość treści z pergaminu poza słowami jakiegoś zaklęcia oraz poza imieniem demona.
W przybliżeniu treść pergaminu brzmiała:

_________________________________________________________
"I po otwarciu wrót nadejdzie Ten który na jęzorach żaru niesie ze sobą śmierć i popiół,
On który żywi się ogniem,
On od którego ogień pochodzi,
On który ogień rozsiewa,
Jego stopy zostawią w ziemi płonące wiekami dziury,
Jego głos roztrzaska góry tego świata,
Jego spojrzenie spopieli wszystko co żywe,
Strach jaki wzbudzi pozostanie na zawsze w sercach tych którzy przeżyją aby w prochu i pyle stać się Jego niewolnikami,
Kraina za krainą będą upadały przed Jego Legionami a żaden miecz ni włócznia jego istnieniu nie zagrozi,

Aby jednak w twoje ręce przekazać smycz na której tą Bestię ujarzmić możesz przekazuję ci jej Prawdziwe Imię które brzmi ".....".

Gdyby wszelkie sposoby nagięcia Jego do Twojej woli zawiodły daję ci te dwa przeklęte przedmioty których wbicie w Sercu Bestii wraz se słowami: "....."
zniszczą ciało Bestii a Jej duszę przedzielą na pół i każdą z połówek zamkną w Pieśni i Ciszy,
a że żaden przedmiot na tym świecie nie zdzierży mocy jaką ma w sobie dusza Bestii to zniszczeniu ulegną oba i wygnają resztki Złej Mocy do Otchłani z której przybyła.

Pamiętaj jednak aby wiedzę tą trzymać w sekrecie i zamknięciu gdyż bez niej kontroli nad przywołaną Istotą nie utrzymasz i zagrozić jej nie będziesz miał jak. Uwolni się ona z Twoich więzów i i spopieli cały znany Ci świat."

_________________________________________________________

W miejscu kropek było puste miejsce i dlatego po raz kolejny odwołaliście się do wsparcia modlitwy Sharuna celem odkrycia prawdy.
Po wnikliwej analizie symboli dookoła pergaminu doszliście do wniosku że brakujące słowa musiały zostać ukryte za pomocą księżycowego rytuału i będą widoczne tylko wtedy gdy padnie na nie światło księżyca w określonej jego fazie.
Oglądając rysunki księżyca na pergaminie określiliście, że ten dzień przypadnie prawdopodobnie za 14dni.

Po całym prawie 48godzinnym ciągu bibliotecznym padliście na pysk i wyniosła was służba biblioteczna (Gerhard sam wyszedł i padł dopiero w karczmie).

Malik ku swojemu zdumieniu obudził się w domu i w łóżku bibliotekarki i następnego dnia spędził z nią kilka namiętnych chwil, po których znów wrócili do biblioteki.

Zdecydowaliście się poczekać w Silverymoon na dzień w którym będzie można odczytać pergamin.
Po dwóch dniach nadszedł dzień Święta Triumfu Dnia nad Nocą (przesilenie zimowe) i udaliście się na plac przed świątynią Lathandera gdzie w uroczystościach miała brać Lady Alustriel Silverhand.
Uroczystości przebiegły wspaniale i nie sposób było nie dostrzec maślanego spojrzenia jakim wodził za Panią Alustriel Malik.

Na koniec uroczystości gdy wszyscy zaczęli się już rozchodzić nagle coś się stało.

Rozbłysło światło i Malik został zamknięty w mlecznobiałej kuli.
Gerhard rzucił się z mieczami aby spróbować ją rozbić i w tym samym momencie musiał cudem uniknąć kolejnej rzuconej w niego takiej samej kuli.
Udało mu się dostrzec że Lady Alustriel zniknęła, a na jej miejscu stoi teraz dwóch ubranych na zielono, zakapturzonych magów którzy ciskają w Was zaklęciami.
Straż Lady biegła do was z wyciągniętą bronią.
Niestety kula której uniknął Gerhard trafiła przypadkiem w Glamiego więżąc go w ten sam sposób co Malika.
Gerhard zerwał się na równe nogi i w tym momencie poczuł jak jakaś niewidzialna siła paraliżuje go od stóp do głów. Próbował się z tego uwolnić ale był bez szans.
Tymczasem Malikowi udało się zniszczyć od środka wiążącą go kulę ale jego triumfalny okrzyk urwał się gdy najpierw w jego twarz uderzył potężny czerwony promień z różdżki jednego z magów kompletnie go oślepiając, a następnie siła ta sama co Gerharda kompletnie go sparaliżowała.

Nastała cisza..

Po chwili usłyszeliście głos jednego z magów pytający się was dlaczego próbowaliście ugodzić zaklęciem w Lady Alustriel.
Jako pierwszy z kuli został uwolniony Glami i co prawda buzujący w nim gniew nie pozwalał mu do końca spokojnie wyjaśnić całej sprawy ale zgodził się dobrowolnie udać pod strażą i poddać się przesłuchaniu.

Zostaliście przeniesieni do zabezpieczonej zaklęciami komnaty w Świątyni Lathandera i tam po kolei przesłuchani.
Byliście też świadkiem jak gdy jeden ze strażników próbował podnieść laski Malika to jego rękę otoczyło czerwone światło i z okrzykiem bólu wypuścił różdżkę i zatoczył się do przodu.
Widocznie Malik mówił prawdę, że nikomu poza nim nie wolno dotykać jego laski.
Podczas przesłuchania magowie pytali Malika dlaczego jego laska zabezpieczona jest potężną magią nekromantyczną.

Po przesłuchaniu okazało się, że podczas uroczystości Malik rzucił potajemnie zaklęcie na Lady Alustriel próbując przekazać jej słowa uwielbienia i zachwytu. Jednak magia strzegąca Lady wychwyciła rzucone zaklęcie i aktywowane zostały procedury obronne.
Malik jako rzucający zaklęcie został zatrzymany w pierwszej kolejności.
Gerhard po tym jak rzucił się do przodu z wyciągniętymi mieczami również uznany został za zagrożenie.
Glami oberwał zaklęciem przypadkowo przez to że Gerhard się przed nim uchylił, a później został wezwany na przesłuchanie bo był towarzyszem osób podejrzanych Smile

Glami i Gerhard zostali od razu wypuszczeni a o losie Malika zdecydować miała sama Lady.
Groziła mu w najgorszym razie śmierć, a w najlepszym oślepienie i pozbawienie rąk.

Ku prawdziwej uldze Lady Alustriel nie dość, że całkowicie go ułaskawiła to jeszcze zaprosiła was tego samego wieczoru na kolację do Srebrnego Zamku.

Podczas kolacji bardzo przyjemnie i miło porozmawialiście z Lady na tematy handlu z Szańcem, zagrożenia z Wysokiego Lasu oraz niefortunnego wypadku na uroczystości.
Lady Alustriel wyraziła nadzieję, że wysłana do lasu krucjata Paladynów zażegna zagrożenie.

W ramach przeprosin oraz w podzięce za kolczyki które Malik jej podarował Lady Alustriel podarowała mu jeden ze swoich włosów.
Razem z wstążką Lady Laeral Silverhand Arunsun z Waterdeep stanowi to już jego kolekcję Smile

Po kolacji wróciliście do karczm i spotkaliście się dopiero następnego ranka.
Wspólnie zdecydowaliście, że mimo brakujących około 11 dni do odczytania brakujących znaków na pergaminie to nie będziecie dłużej czekać bo w Wilczym Szańcu mogą was potrzebować.
Dodatkowo zdecydowaliście się wrócić Malikowozem zamiast za pomocą teleportacji, a to zdecydowanie dłuższa podróż.

Dlatego nie zwlekając sprzedaliście wszystkie poza jednym wozem i ruszyliście w drogę.

Już drugiego dnia po opuszczeniu Silverymoon napotkaliście smutne resztki Krucjaty w postaci 3 Paladynów, kilku rycerzy, kilkunastu pieszych i może dwóch tuzinów uchodźców z jakiejś osady leśnej.

Z ich relacji wynika że Krucjata napotkała silny opór prawie od razu po wejściu do lasu i przez cały czas była zasypywana gradem strzał oraz okazjonalnymi kulami ognia.
Przez 3 dni szli w głąb lasu odbywając tylko 2 otwarte bitwy z przeciwnikiem. 4tego dnia napotkali ukrywających się uchodźców z jakiejś osady. Do środka lasu brakowało im jeszcze około 2-3dni a z każdą milą ataki przeciwników przybierały na sile tak jakby nie chcieli ich tam dopuścić. Dowodzący Krucjatą Sir Leowik Ostrze Światła zrozumiał, że nie mają szans dotrzeć do gór w centrum lasu gdzie prawdopodobnie jest coś ważnego dla tych demonów, może nawet tam jest leże ich władcy.
Dlatego Sir Leowik wraz z 3 innymi paladynami poszedł dalej ściągając na siebie uwagę przeciwnika, podczas gdy resztki krucjaty postanowiły wyprowadzić z lasu ocalałych ludzi.
Dzięki niech będę Helmowi udało im się to.
Los Leowika oraz pozostałych paladynów jest nieznany lecz ciężko przypuszczać żeby mieli przetrwać swoje samobójcze poświęcenia.

Tak więc Krucjata zawiodła.
Siły Zła nie zostały powstrzymane.
Kto wie jakie niebezpieczeństwa czyhają na was w drodze do domu.
Kto wie co zastaniecie po powrocie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez White Lion dnia Czw 16:39, 08 Sty 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Wto 10:52, 13 Sty 2015    Temat postu:

Opowieści o Bohaterach ciąg dalszy czas zacząć.


Gdy Rycerze Krucjaty zniknęli za wzgórzem przeprowadziliście szybką dyskusję w wyniku której zdecydowaliście się wrócić do Silverymoon, zostawić tam wóz i skorzystać z pomocy magii w drodze do Szańca.

Tak zrobiliście i już drugiego dnia, po opłaceniu magazynowej opłaty za wóz i konie stanęliście w pustym zaułku i czekaliście aż Malik przygotuje swoje wszeteczne inkantacje.
Wg jego instrukcji wszyscy trzymaliście się za ręce i gdy świat wokół was zmienił barwy, budynki się wykoślawiły, dźwięki zaczęły dobiegać tak jakby z oddali. słońce zgasło a mijające was istoty przypominały rozmazane duchy to nikt nie popadł w panikę tylko wszyscy karnie ruszyli za Malikiem.

Szybko wyszliście z miasta i udaliście się na południe w kierunku Everlund i Wysokiego Lasu.
Niby wydawało się wam że idziecie z normalną prędkością ale jak oglądaliście się przez ramię to Silverymonn błyskawicznie malało a potem zniknęło z widoku.
Miasteczko Everlund też pokonaliście w kilkanaście kroków.

Co ciekawe nie czuliście mrozu podczas tej podróży. Nie było ciepło ale też nie było zimno.
Tak jakby temperatura nie miała na was wpływu na półplanie cienia którym podróżowaliście.

Gdy zbliżyliście się do Lasu waszym oczom ukazały się kłęby czarnej mgły unoszące się ponad i pośród drzew, a w kilku miejscach potężne kolumny czarnego oparu wznoszące się wysoko do nieba.

Szliście tak przez 6 godzin i zdecydowaliście się zatrzymać na odpoczynek i nocleg w karczmie którą odwiedziliście jadąc do Srebrnego Miasta. (Tej w której Gerhard prawie zabił Malika w drzwiach).
Wyszliście z Cienia przez świetlistą bramę którą otworzył Malik i w wasze twarze od razu uderzył śnieg i mroźny wiatr. Było popołudnie i ciemność oraz śnieg powodował że prawie nic nie widzieliście.
Jako ostatni wychodził Gerhard i nagle usłyszeliście jego krzyk i zobaczyliście jak wyskakuje z bramy odpychając na bok jednego z krasnoludów.
Nic nie rozumiejąc patrzyliście jak brama przypominająca wyrwaną kartkę papieru błyskawicznie "mnie" się w sobie i znika.

Gerhard powiedział, że jak obejrzał się przez ramię to Waszym śladem podążał płomień i był już bardzo blisko za Wami.
W pełnej gotowości i z bronią w rękach rozejrzeliście się wokoło ale niczego nie dostrzegliście.

Po kilku użyciach dzwonu nad wrotami udało wam dostać się do karczmy. Z racji że prawie nie było gości przyjęto was bardzo miło i pozwolono wam wybrać sobie pokój.
Od razu zapewniliście sobie możliwość szczelnego pozamykania na noc okien, nocniki i picie na noc oraz możliwość zabarykadowania drzwi. Karczmarz było lekko zdziwiony waszym zachowaniem ale nie oponował.
Daliście się jednak przekonać na wspólną wieczerzę w głównej sali karczmy.
Oprócz Was gośćmi w Karczmie był jakiś prawie łysy z krótkim irokezem człowiek oraz zakapturzony elf z długimi jasnymi włosami. Siedzieli na uboczu i nie odzywali się do Was.

Wieczerza przebiegała miło i spokojnie. Strawa była ciepła, wino i wódka się nie kończyło, a Karczmarz wraz z synem i parobkami chciwie słuchał waszych opowieści. Nawet jakby tych dwóch nieznajomych podróżników też się wam przysłuchiwało.
Jednak gdy już zaczęliście myśleć o udaniu się do pokoju przez wyjący na zewnątrz wiatr przebił się pojedynczy odgłos dzwonu.
Przez chwilę nasłuchiwaliście i gdy już myśleliście że to było przesłyszenie to dźwięk się powtórzył.

Jasiek i Kola wstali i założyli futra szykując się do wyjścia i sprawdzenia co się dzieje. Gerhard ruszył z nimi. Jasiek z lampą w ręku otworzył drzwi wpuszczając od razu śnieg i wiatr do karczmy, wyszedł na krok na próg i nagle zatrzymał się gwałtownie w miejscu.
Kola zdziwiony złapał go za ramię i zapytał o co chodzi i wtedy Jasiek powoli przechylił się i upadł ze strzałą sterczącą z szyi.
Jego lampa roztrzaskała się i zapaliła więc framuga i drzwi zajęły się ogniem.

Przez drzwi wleciały dwie następne strzały z których jedna musnęła włosy Gerharda, a druga trafiła w ramię Kolę który odsunął się z jękiem na bok.

Sharun otoczony magicznym wiatrem i ze słowami świętej modlitwy oraz płomiennym żarem w oczach stanął nad ciałem Jaśka i zablokował sobą wejściowe drzwi.
Nagle rozpadło się w drzazgi jedno z okien przy waszym stole i do środka wleciała kula ognia. Podmuch jej wybuchu odrzucił wszystkich od stołu.
Gerhard z bojowym okrzykiem rozpędził się i wyskoczył przez okno na zewnątrz.

Dwóch krasnoludów odepchnęło Sharuna na bok i zablokowało tarczami drzwi przyjmując na siebie atak jakiś niewysokich czerwonoskórych istot z krótkimi rogami i z prymitywnymi broniami w rekach.

Na zewnątrz Gerhard rozpoczął swój taniec śmierci otoczony zewsząd przez te istoty. Dodatkowo zasypywał go grad strzał.

Glami z trzecim krasnoludem zablokowali roztrzaskane okno i przyjęli na tarcze kolejnego fireballa blokując jego wybuch w karczmie.
Niestety rozpadło się kolejne okno i drugi fireball wleciał z tamtej strony.

Sharun stał z boku pod ścianą i szeptał potężne słowa modlitwy od której zaczynała się topić podłoga.
Powoli cała Karczma zaczęła przypominać karczmę z Diablo II z początkowego filmiku.

Malik zniknął i przywołał otoczkę eteryczności i wyleciał swobodnie przez ścianę rozglądając się wokoło.
Padający gęsto śnieg i panująca noc znacznie utrudniało widzenie.
Jednak od razu dostrzegł że wśród chmary małych postaci znajduje się też kilka wyższych istot z płonącymi głowami i dłoniami, takich samych jak ta którą widział po nieudanym teleporcie 2 tygodnie temu.
Wrócił więc do karczmy, zawisł na Glamim i powiedział słowa które długo jeszcze będą powtarzane w karczmach:
"Glami, Ja Cię przeniosę a Ty napierdalaj"
Nie zwlekając wymówił słowa zaklęcia i obaj z Glamim zniknęli pojawiając się obok jednej z tych ognistogłowych istot.
Jednak ta niewiele przejęła się pojawieniem obok siebie krasnoluda i rzuciła mu w twarz kulę ognia która ogarnęła wszystko wokoło, jej jednak nie robiąc żadnej krzywdy.
Glami chwycił mocniej swój topór, poprawił tarczę i szybkimi, celnymi ciosami zabił Płomiennego w rundę, a na deser zabił jeszcze 3 małe Ungory atakujące go dookoła.

Gerhard tymczasem przeskoczył nad otaczającymi go Ungorami i rzucił się biegiem do kolejnej z Płomiennych istot. Dzięki swojej nadludzkiej zręczności nie zważał na ciskane w niego kule ognia a obrażeń od strzał i ciosów Ungorów również prawie nie czuł dzięki zaklęciu które rzucił na niego Sharun.
Nie widział jednak że z każdym ciosem który sam otrzymuje taka sama rana otwiera się na ciele Kapłana, który tymczasem szeptał nieustannie słowa modlitwy.

Gerhard dopadł Płomiennego i zaczął z nim walkę. Płomienny widząc że Gerhard rusza się zbyt szybko aby trafić go kulą ognia przywołał inne zaklęcie i otoczył się ognistą tarczą.
Gerhard szybko odkrył że nie ma sposobu zadania ciosu w taki sposób aby płomień go nie objął i nie poparzył. Jednak zacisnął zęby i zadawał cios za ciosem tak długo aż ciało Płomiennego zgasło, zapadło się w sobie i eksplodowało kulą ognia.
Ciało kapłana coraz bardziej pokrywało się oparzeniami od ognia.

Malik dostrzegł jak dwie zakapturzone postacie wyprowadzają chyłkiem konie za palisadę i wyjeżdżają na nich w noc.

Glami w tym samym czasie został przeniesiony przez Malika do kolejnego Płomiennego i w kilku ciosach zabił i jego i jeszcze czterech Ungorów dookoła.

Do czwartego i ostatniego Płomiennego na raz podbiegł Gerhard i został teleportowany Glami. Przeciwnik od razu otoczył się płomienną tarczą i rozpoczęła się walka.

Tymczasem w karczmie, w kominku eskplodowały płomienie i wyszła z nich humanoidalna postać, zbudowana jakby z węgli poprzetykanych płonącymi liniami, z długimi pazurami z której bezwargich ust wydobył się potworny syk:
"ssZłodziejj, ssoddajjj"
Postać rozłożyła ręce i nagle po ścianach, suficie i podłodze zaczęła rozlewać się ciemność jakby ktoś przewrócił kałamarz z atramentem.

Jeden z krasnoludów broniących drzwi rzucił się jej na przeciw i rozpoczął nierówną walkę.
Z kuchni dobiegły krzyki żony karczmarza i dogłosy walki, więc krasnolud stojący przy oknie pobiegł tam zablokować wejście z kuchni.
Krasnolud walczący z Istotą poległ już w drugiej rundzie i nie pomogły nawet potężne zaklęcia Sharuna które ciskały promienie światła w Przybysza oraz pozbawiły go magii.

Widząc że inaczej tego się nie da rozstrzygnąć Sharun z imieniem Lathandera odkrył swoją buławę, Święta Jasność zalała karczmę i starła się z ciemnością i ruszył na przeciwnika.
Najpierw wymienili tylko po kilka ciosów po których obaj odsunęli się na krok i każdy rzucił jakieś zaklęcia.
Przybysz wezwał moc płomieni która otoczyła go w postaci ognistej tarczy oraz spowodował że jego pazury zaczęły płonąć.
Sharun wezwał Boską Moc swojego Boga i w jego ciało wstąpiła siła 10 mężów.
Obaj postąpili ku sobie i bój się znowu rozpoczął.

Tymczasem Gerhard i Glami nie bacząc na parzące ich płomienie wytrwale uderzali w ostatniego Płonącego tak długo aż zginął i wybuchł w kuli ognia jak pozostali jego pobratyńcy.
Część obrażeń Gerharda cały czas pojawiała się na ciele Sharuna.

Następnie rozejrzeli się wokoło i ku swojej uldze spostrzegli że Ungory zaczynają odwracać się i uciekać przez palisadę w mrok nocy.
Nie gonili ich ani nie ciskali w nich zaklęciami.
Zamiast tego zawrócili biegiem do karczmy.

Gdy Gerhard jako pierwszy wpadł do środka zobaczył Przybysza pochylającego się nad nieprzytomnym ciałem Sharuna który znowu rzekł na widok Gerharda:
"ssZłodziejj, ssSkarbss, ssoddajj"
na ten widok oczy Gerharda rozbłysły na niebiesko i przez zaciśnięte usta powiedział tylko:
"on jest mój!"
i rzucił się do walki.

Na szczęście okazało się że Sharun tak bardzo osłabił Przybysza, że wystarczył 1-2 ciosy Gerharda aby go zabić. Niestety zaklęcie przenoszące rany Gerharda na Sharuna nadal działało więc gdy Gerhard osłabiony i ledwo żywy, już ze swoimi normalnymi oczami odwrócił się, ujrzał że Sharun nie oddycha i leży w kałuży krwi.

Staliście na środku płonącej karczmy, poranieni i pogrążeni w żalu gdy nagle amulet Lathandera na szyi Sharuna zaczął świecić światłem tak jasnym że nie mogliście na niego patrzeć nie ryzykując oślepienia.
Białe światło objęło i zakryło całego Sharuna i przez kilka chwil zamiast niego widać było tylko białą bryłę światła. Gdy światło zgasło zobaczyliście, że na ciele Sharuna nie ma ani jednej rany ani oparzenia. Nagle otworzył oczy, nabrał gwałtownie powietrza i poniósł się.

Nie tracą czasu rzucił się do leżących na ziemi krasnoludów oraz rodziny karczmarza i jego parobków ale udało mu się uratować tylko albo aż dwóch krasnoludów. Jeden niestety był już martwy (ten który walczył z Przybyszem).

Wyciągnęliście rannych i ciało krasnoluda z płonącej karczmy i wyszliście z niej sami w ostatnim momencie zanim zaczęła się walić.

Następnie staliście przy płonącym budynku aż wygasł i przestał dawać wam ciepła zastanawiając się co dalej robić.
Nagle Malik uderzył się kosturem w czoło:
"Na 7 Piekeł ! Nasze rzeczy ! Moje pieniądze !"

Niestety było już za późno. Wszystko co zostawiliście w swoim pokoju przez kilka godzin ognia i żaru doszczętnie spłonęło i uległo zniszczeniu.

Teraz powoli boleśnie uświadamiacie sobie że jest jeszcze noc, prawie 30 stopni mrozu, a wy poranieni i ledwo trzymający się na nogach stoicie bez czapek, futer i rękawic na dworze. Jedynym niespalonym budynkiem obok jest stajnia.

Przypomnę, że Malik nie spał a więc nie przygotował nowych czarów...
Zarówno Glami jak i Gerhard stoją na ostatnich punktach życia, tak jak obaj uratowani krasnoludzi i niewiele brakuje wam aby poprzewracać się w śnieg i zasnąć.

Przynajmniej nie jesteście głodni choć napić to by się czegoś można Smile

__________________________________________________________
Proszę aby każdy zastanowił się co zabrał ze sobą z pokoju na wieczerzę a resztę sobie wykreślił.
Oczywiście to że byliście w zbrojach i z bronią to jest normalne.
Również nadmierna ilość pieniędzy raczej nie jest trzymana przy sobie tylko w plecakach. Pękaty mieszek zawiera w sobie około 100sztuk złota.
Pieniędzy za żelazo nie straciliście albowiem zostały wpłacone na wasze konto w banku którego filia znajduje się w Yartar, a kwity Glami trzyma raczej przy sobie.
Magiczne przedmioty nie uległy zniszczeniu chyba że to były księgi, mikstury albo pergaminy nie zabezpieczone dodatkowo przed ogniem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez White Lion dnia Wto 12:05, 13 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Wto 15:18, 20 Sty 2015    Temat postu:

jednak czarodziej w drużynie to też jakieś dobre strony, a nie tylko studnia bez dna na złoto. Zgodnie to stwierdziliście jak już w magicznie stworzonej Chatce siedzieliście, przyjemnie grzejąc się przy ogniu.
Dzięki temu jako tako spędziliście noc.
Nawet nikt was nie napadł, a magiczne alarmy siedziały cicho w drzwiach i oknach Waszej Twierdzy.

Rankiem, w świetle dnia zobaczyliście smutne zgliszcza jakie zostały z karczmy i tylko samotna smużka dymu przypominała, że miejsce to wciąż żyło.

Krasnoludy znalazły nienaruszoną przez ogień piwniczkę karczmarza więc szybko poprawiły wam się humory i nawet konieczność podróży przez ten szary świat cieni wyglądała jakoś mniej dobijająco.

Malik kazał wam stanąć blisko siebie, chwycić się za ręce, cośtam zamruczał, zamachał rękami i powoli przejście się otwarło.
Przypominało dziurę w kartce papieru którą nieregularnie poszerzył płomień.
Po kolei weszliście do środka.
Na końcu szedł Gerhard, przed wejściem obrzucił ostatnim spojrzeniem karczmę i zgliszcza.
Uwagę przykuł kruk zawzięcie grzebiący w miejscu skąd wydobywała się smużka dymu.
Gdy Gerhard był już po drugiej stronie i przejście szybko się zamykało zobaczył jeszcze jak nagle kruk nagle wybucha płomieniem, usiłuje jeszcze wzbić się do lotu ale spada z powrotem na zgliszcza.

Byliście w środku. Tak jak poprzednio: szaro, ponuro, kształty dziwnie rozciągnięte, głos cichy jakby dochodzi z jakiejś otchłani.
Z pomiędzy drzew Wysokiego Lasu cały czas wydobywają się, leniwie pełzające macki cienia.

Ruszyliście w drogę.
Mijaliście po kolei wszystkie punkty swojej wędrówki: kasztel Lorda w lesie, piętrową karczmę, wzgórze z ruinami świątyni, miejsce napadu na trakcie, sam Yartar, a później rzekę i most.

Gdy już zobaczyliście swój Szaniec, stojący dumnie na górze która w Świecie Cieni wyglądała jak głowa wilkołaka odsapnęliście z ulgą. Ale tylko na chwilę bo coś chyba było nie tak.
Z domów w wiosce unosiły się grube powrozy dymów-cieni, pomiędzy chatami roiło się od jakiś niewyraźnych postaci, gdzieniegdzie widzieliście dziwne postacie z białym płomieniem zamiast głowy.
Zrozumieliście, że Wilczy Szaniec został zaatakowany.

Dostrzegliście też że od Wysokiego Lasu ciągną się grube ścieżki cienia aż do waszego Szańca.
Przesuwając po nich wzrok dostrzegliście stojącą na Wzgórzu gigantyczną sylwetkę jakiejś potwornej istoty. Grubej, z przerw na ciele które wylewała się jakaś biała masa, szponiastej w szponach trzymającej szeroki miecz wbity w ziemię, długi i ohydny jęzor zwisał z pomiędzy ostrych zębów.
Demon powoli zwrócił na was spojrzenie i już wiedzieliście, że was dostrzegł.

Malik błyskawicznie otworzył przejście i zaczęliście wychodzić z Planu Cienia. Od razu uderzył w was zgiełk bitwy, dźwięk strzałów z armaty, krzyki rannych oraz zapach dymu i spalenizny.

Spojrzeliście znów na demona. Teraz wyglądał inaczej. Był cały czerwony, muskularny, z długimi lekko zakręconymi rogami, w ręce trzymał skierowany na was długi, płonący miecz.
Z pomiędzy jego warg wydobyło się Słowo Mocy i nagle nad wami na najpierw ściemniało, a potem pokryło się czerwienią niebo.
Z chmur kipiących płomienną czerwienią zaczęły spadać na was ogniste krople !!
Z przerażeniem spostrzegliście, że wasze czary ochronne są za słabe aby przeciwstawić się sile tego zaklęcia.
Glami kazał wam uciekać do Szańca, a sam z wojennym okrzykiem rzucił się w stronę Demona.
Sharun i Gerhard oraz 2 lodowe krasnoludy pobiegli za nim.
Tylko Malik podkasał szatę, prezentując swoje chude i blade łydki i śmiesznym kaczym truchtem pobiegł między chaty wioski próbując uniknąć małych rogatych istot od których aż się roiło.
Zaklęcie którym się otoczył odbijało jak na razie wszystkie skierowane w jego stronę ciosy i strzały.
Wpadł do jakiejś chaty próbując zamknąć za sobą drzwi ale zaraz za nim było kilka tych krótkorogich istot które z łatwością odepchnęły cherlawego czarodzieja od drzwi.
Malik skulił się w kącie chaty czując przez moc zaklęcia spadające na niego ciosy.
Modlił się do wszystkich bogów, żeby zaklęcie wytrzymało i żeby nie pomylił słów zaklęcia teleportującego.
Tymora była przy nim bo jak otworzył oczy to stał trzęsąc się z ran, strachu i zmęczenia w swoim laboratorium w kopalni.
Błyskawicznie sięgnął po mikstury i zaczął pić je jedna po drugiej, czując jak leczą się jego rany.
Następnie zaczął rzucać zaklęcia jedno po drugim powoli otaczając się potęgą swojej magii.
Gdy był już gotowy sięgnął myślą i zawiązał magiczne połączenie pomiędzy wszystkimi członkami drużyny.
Teraz mógł przesyłać im swoje myśli i słyszeć co mu odpowiadają.
"Już lecę" pomyślał i wzniósł się poza kopalnię, poza mury szańca wypatrując przyjaciół.

Tymczasem reszta drużyny walczyła z Szamanami i Krótkorogimi próbując przedrzeć się do Demona stojącego i przyglądającego się im z zainteresowaniem z pobliskiego wzgórza.
Z każdą chwilą byli słabsi, z każdym ciosem ogarniały ich płomienie szamanów, z każdą myślą pojawiała się w ich głowach coraz większa wątpliwość czy dadzą radę przedrzeć się do demona, a jeśli nawet to co wtedy ?

W pewnej chwili Sharun stracił cierpliwość.
Krzyknął "Biegnijcie, a tymi tutaj Ja się zajmę"
Powietrze zadrgało od mocy słów jego modlitwy, a do waszych uszu doszedł przeraźliwy krzyk pozostałych przy życiu Szamanów. Nie mieli szans oprzeć się Świętym Słowom które przegnały je z powrotem do Otchłani z której tu przybyły.

Demon krzyknął w gniewie widząc zagładę swoich sług.
Przed biegnącym Glamim wyrosła nagle wysoka i szeroka ściana ognia blokując jego dalszy bieg do Demona.
Gerhard zdecydował się ją obiec i pobiegł w prawo.
W głowie Glami usłyszał myśl od Malika "Już nadlatuję, poczekaj".
Za chwilę zobaczył nad sobą cień i na ramionach poczuł suche palce czarodzieja, a w uszach rozbrzmiały mu słowa zaklęcia.

W tej chwili po raz kolejny rozbrzmiała armata i tym razem kula z przeciągłym gwizdem dosięgła Demona. Potwór zachwiał się, a w jego boku pojawiła się ogromna dziura.
Kilka metrów przed nim pojawiły się magiczne wrota z których wynurzył się Glami oraz Malik, a zza Ognistej Ściany wybiegł Gerhard.

Demon rzucił wam nienawistne spojrzenie i wszedł w Bramę z Płomieni która pojawiła się za jego plecami.
Glami rzucił się z głośnym wyciem i próbował dosięgnąć Demona toporem ale był za daleko.
Myśleliście już, że to koniec i że Demon bezpowrotnie uciekł ale nagle z wrót wypełnionych płomieniami pojawiła się ogromna płonąca stopa. Następnie dwie również płonące ręce złapały od środka za krawędzie bramy i ją rozciągnęły. Dopiero wtedy pojawiło się płonące cielsko.

Na Bogów ! Ten Stwór miał ponad 4m wysokości i cały był zbudowany z płomieni !

W pierwszym odruchu cofnęliście się dwa kroki w tył ale zaraz z okrzykiem rzuciliście się do walki.
Było ciężko. Nawet bardzo ciężko. I potwornie gorąco.
Glami i Gerhard mieli wrażenie że walczą pośród płomieni które cały czas palą ich i parzą.
Chwilami nie rozróżniali nawet wśród nich sylwetki Potwora i po prostu tłukli na oślep.
Na ich ciała, tarcze i zbroje co chwile spadały płonące ataki i po chwili już ich ubrania zajęły się ogniem.

Nie widzieli unoszącego się w powietrzu Malika, który ciskał po kolei swoimi najpotężniejszymi zaklęciami przygotowanymi właśnie na tą chwilę.
Nie widzieli też Sharuna który półleżąc przyjmował na siebie rany które powinny spaść na Gerharda i tylko dzięki jego poświęceniu Gerhard jeszcze żył.
Mimo tego w pewnym momencie Sharun musiał przerwać zaklęcie bo wiedział że jeszcze jeden cios i umrze i nawet potęga jego Boga nie wyleczy już tych ran, a przecież będzie potrzebny drużynie aby ich wyleczyć bo walka jeszcze nie jest skończona.

Pozbawiony wsparcia Sharuna Gerhard poczuł jak jego ciało opuszczają siły a nieodczuwane do tej pory rany i oparzenia dają o sobie znać ze zdwojoną siłą. Z przeciągłym jękiem protestu wypuścił z dłoni swoje miecze Pieśń i Ciszę i przewrócił się na ziemię.

Glami zacisnął zęby powtarzając sobie że jeśli ma dzisiaj zginąć to przynajmniej zabierze ze sobą tą Istotę !
Nie dostrzegł, że płomienie jakby przygasły, ataki osłabły, a Żywiołak zaczyna się powoli rozpadać i gasnąć. Nadal zadawał cios za ciosem swoim toporem, nie słysząc krzyku Malika, żeby dał spokój i żeby się odsunął.
Dopiero jak płomienie zgasły i okazało się że brama zniknęła to usiadł ciężko na ziemi.
Był ledwie żywy.

Po chwili poczuł znajomy dotyk Sharuna i usłyszał kojące słowa leczniczej modlitwy.
"Nie ma czasu na odpoczynek" powiedział Sharun.
"Potrzebują nas w Szańcu"

Zebraliście resztki sił i pobiegliście z powrotem pomiędzy zabudowania wsi walczyć z atakującymi szaniec demonami.
Okazało się, że w międzyczasie obrońcy Szańca dostrzegli Glamiego i z wrót Twierdzy wybiegła wycieczka co bardziej ogarniętych gorączką obrońców i walka przeniosła się na dół do wsi, pomiędzy budynki.

Walka trwała jeszcze ponad godzinę. W końcu udało wam się zabić ostatniego Szamana i reszta Krótkorogich demonów salwowała się ucieczką. Glami i Gerhard zabili jeszcze kilku z nich zanim uciekli poza palisadę wioski.

Walka była skończona ale wysiłek jeszcze nie. Trzeba było szybko odnaleźć wszystkich rannych i pomóc tym którym mogliście jeszcze pomóc. Trzeba było ugasić pożary we wsi i na Szańcu.
Trzeba było wystawić patrole które sprawdzały czy Demony nie wracają.

Gdy wreszcie siedliście w zakrwawionych, oczadzonych i zakurzonych powgniatanych zbrojach przy stole w komnacie jadalnej mieliście już dosyć. Marzyliście tylko o swoich łóżkach i ew. niektórzy z was o gorącej kąpieli. A jeszcze było tyle do omówienia...

W końcu ustaliliście stopień strat i ofiar w Szańcu. Zorganizowaliście w Kopalni tymczasowe pomieszczenia dla Górników i Chłopów ze Wsi.
Zorganizowaliście w kaplicy Sharuna tymczasowy szpital (poprzedni lazaret był we wsi). Rozdzieliliście racje żywnościowe i zaplanowaliście je na dalsze dni. Przygotowaliście plany żelaznej kratownicy do wrót kasztelu.
No i wreszcie, nad ranem, położyliście się spać...

Następne 6 dni nie było lekkich. Problemy z żywnością (niektórzy jedzą więcej), z chorobami (w kopalni jest zimniej niż w domu), z awanturami (ludzie nie lubią żyć w ścisku w kopalni), z Malikiem (prawie że odrywał stalowe klamki od drzwi na sprzedaż) oraz z niepewnością (co dalej robić?).

Po 6 dniach, gdy wszedł księżyc zgromadziliście się wszyscy na wieży aby w jego świetle odczytać pergamin.
Gdy padło na niego światło księżyca, powoli pojawiły się, wcześniej niewidzialne litery.

Pojawiły się słowa (zrozumiałe dla Sharuna i Malika) które trzeba wypowiedzieć po tym jak w serce demona zostaną wbite dwa ostrza o których mówi pismo na pergaminie.

Pojawiło się też imię demona:
Szemhazaj-Amezjarak
podobno wplecenie go w słowa zaklęcia zwiększa jego moc przeciwko Demonowi.


reszta należy do Was...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez White Lion dnia Wto 15:42, 20 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Pon 9:46, 26 Sty 2015    Temat postu:

kolejne słowa opowieści...

Po pełnym (chyba?) odczytaniu pergaminu doszliście do wniosku, że Pieśń i Cisza to dwa krótkie miecze które ma ze sobą Gerhard, które ma cały czas przy sobie i o które "chorobliwie" dba.
To one wg. pergaminu mają być wbite w serce Demona.
Co prawda jest tam wspomniane o ich zniszczeniu ale w końcu to niewielka cena za zniszczenie Demona i ocalenie Wybrzeża Mieczy.

minęło kilka dni pozornego lenistwa i nieróbstwa.
Niby Malik co chwilę znikał w rozbłyskach Magii aby sprzedawać swoje wyroby w Waterdeep.
Niby Sharun pracował z księgami i swoimi dwoma akolitami-skryptorami w świątyni.
Niby Glami codziennie musiał rozwiązywać spory i zwady pojawiające się ponieważ zgromadzono zbyt wielu ludzi na zbyt małej powierzchni, a do tego wydzielana jest żywność.
Niby Gerhard trochę się nudził inspekcjując prace umocnieniowe murów Szańca.

7mego dnia przybyła do Glamiego delegacja Radnych z Yartar. Tak naprawdę przybył jeden z radnych razem z małym oddziałem straży miejskiej.
Po uprzejmych powitaniach, podczas wieczerzy wyłuszczył powód swojego przybycia.
Zaprosił was, wszystkich mieszkańców Wilczego Szańca do przeniesienia się do Yartar w celu skuteczniejszej, wspólnej obrony przed możliwym atakiem demonów.
Powiedział też że ostatnio jeden z patroli straży wokół miasta został zaatakowany i prawie wybity do nogi.
Po tym jak uprzejmie, acz stanowczo podziękowaliście za propozycję lecz odmówiliście przypomniał wam pewne warunki na których Warownia i Kopalnia zostały wam oddane w dzierżawę. Zobowiązaliście się nie tylko utrzymywać porządek i bezpieczeństwo w bezpośredniej okolicy Szańca ale również wspomagać wszelkimi siłami Miasto Yartar w przypadku jakiegoś zagrożenia.
Dlatego też w przypadku ataku na miasto możecie oczekiwać posłańca z prośbą o pomoc. Powinniście być na to przygotowani.
Po wieczerzy Radny odjechał z powrotem do Yartar.

Następnego dnia obiad przerwał Wam najpierw dźwięk rogu, gdzieś z pomiędzy murów, a zaraz potem dźwięk alarmowego dzwonu.
Wilczy Szaniec został znowu zaatakowany !

W pośpiechu nakładając na siebie zbroje, płaszcze i chwytając za broń wybiegliście od obiadu prosto na śnieg i mrów podwórza Szańca.
Na mury wbiegali już dodatkowi żołnierze Szańca, a przez zamykającą się bramę wjechało konno dwóch zwiadowców. To pewnie oni grali na tym rogu.
Niewiele myśląc wbiegliście na mury w tym samym momencie w którym na flanki zaczęły spadać pierwsze strzały.
Gdy jedna z nich przebiła rękaw szaty Mailka, skulił się przerażony za murem i zaczął mamrotać jakieś ochronne zaklęcia.
Sharun stanął na blankach, rozpoczął słowa modlitwy i wokół was zerwał się silny wiatr odrzucający na boki wszelkie lecące na was pociski.

W wiosce był już nieprzyjaciel. Małe, zwierzęce sylwetki Krótkorogich demonów przemykały pomiędzy chałupami śląc strzałę, za strzałą w kierunku murów. Na szczęście robiły to wyjątkowo niecelnie i na razie żadna z ich strzał nikogo nie trafiła.
Kolejne ich fale przechodziły właśnie przez palisadę.
Gdzieniegdzie dostrzegaliście też płonące głowy demonicznych Szamanów, którzy prowadzili i zagrzewali do walki swoich mniejszych braci.
W waszym kierunku pomknęły pierwsze kule ognia. W większości rozbijające się na razie na murach.
Obrońcy chwycili za kusze, łuki oraz grzmiące rury (inżynierowie) i rozpoczęła się walka.

Zasadniczo Krótkorodzy nie byli w stanie skutecznie zagrozić murom ani wspiąć się na nich w większej ilości więc to co musieliście robić to prowadzić silny ostrzał, zrzucać te pojedyncze istoty którym udało się wspiąć na mury (najwięcej w okolicach dźwigu) oraz uważać na kule ognia.
Gdy Malik zakończył serię mamrotów i dziwnych gestów wstał i pewnym głosem zapytał Glamiego pokazując jednocześnie ręką w stronę szamanów:
"Gotowy ? ja cię przenoszę a ty napierdalasz ?"
Glami w odpowiedzi tylko się uśmiechnął odkładając kuszę na flanki i wyciągając topór i chwytając tarczę.
Gerhard dodał:
"Idę z wami"
Kilka słów, rozbłysk światła i wszyscy trzej zniknęli, zostawiając na murach Sharuna.
Pojawili się obok jednego z szamanów i po chwili krótki wybuch ognia świadczył, że odesłali go przecz, do krainy z której przybył do tego świata.
Oganiając się wokoło od atakujących Krótkorogich już szykowaliście się do przedzierania się w kierunku kolejnych szamanów gdy nagle Malik zbladł i wskazał ręką na coś poza wioską.
Pełni złych przeczuć odwróciliście się i od razu dostrzegliście na stojącą na wzgórzu za palisadą potężną sylwetkę płomiennego demona z wielkim ognistym mieczem.
Nie było czasu ani na namysły ani na dodatkowe przygotowania.
Malik złapał Glamiego i Gerharda za ręce, wypowiedział magiczne słowa i wszyscy trzej przenieśli się w pobliże Demona.

Rozpoczęła się Prawdziwa Walka.
Glami z bojowym okrzykiem krasnoludów przyjął pierwszy cios ognistego miecza na swoją tarczę i mimo siły uderzenia, która prawie go przewróciła zadał cios i wbił swój topór prosto w nogę Demona.
Z boku doskoczył Gerhard , z wyciągniętymi mieczami i rozpoczął swój taniec śmierci.
Jego miecze błyskały magicznym światłem gdy na zmianę atakował i unikał spadających na niego ciosów wielkiego miecza.
Niestety nie wszystkie ciosy Demona udawało wam się odbić, uchylić czy przyjąć na tarczę.
Rany zadane jego mieczem dodatkowo płonęły potęgując odczuwany przez was ból.

Tymczasem Malik postanowił sprytnie osłabić ochronną magię Demona zaklęciem rozproszenia.
Ku jego ogromnemu zdziwieniu rzucony czar odbił się i trafił z powrotem w niego. Na szczęście czar okazał się nieskuteczny.
Nie do końca rozumiejąc co się stało Malik powtórzył próbę. Rzucone rozproszenie magii ponownie odbiło się od Demona i trafiło w czarodzieja.
Tym razem niestety czar zadziałał skuteczniej i Malik poczuł jak opuszcza go magia i gdy zniknął czar latania to z przeciągłym jękiem spadł prosto w zaspę.
Dla uzyskania 100% pewności Malik rzucił jeszcze w Demona Magicznym Pociskiem i ten również odbił się i trafił w Malika.

Nie rozumiejąc co się dzieje Malik wypowiedział słowa teleportacji i przeniósł się z powrotem na mury szańca do Sharuna. Złapał go za kołnierz, znowu wymówił słowa i przeniósł ich obu na wzgórze do walczącego Demona.

Wrócili w samą porę bo Glami i Gerhard coraz słabiej atakowali i coraz gorzej trzymali się na nogach. Ich zbroje były w kilku miejscach powginane i porozcinane, a z niektórych ran nadal buchał płomień.

Pierwszy poddał się Gerhard. Zataczając się i korzystając z resztek sił odbiegł od demona i zaczął biec przed siebie.

Malik czując, że po tym jak trafiło go własne zaklęcie rozproszenia nie ma już na sobie prawie żadnych czarów ochronnych również nie odważył się ani zbliżyć do demona ani rzucać jakiś czarów.

Sharun od razu rozpoczął modlitwę i próbował przegnać Demona z powrotem do Otchłani lecz wykorzystane przez niego zaklęcie, mimo, że wsparte słowami modlitwy okazało się za słabe.

Glami zacisnął zęby, chwycił mocniej topór i tarczę i przez zaciśnięte zęby wydyszał
"Prędzej zdechnę niż o krok ci ustąpię Demonie. To moja Ziemia !"

Malik wpadł na nowy pomysł i dogonił słaniającego się na nogach Gerharda. Zaczął mu tłumaczyć że teraz, jak Demon jest ranny to mogą wykorzystać miecze i zakończyć sprawę z Demonem raz a dobrze.
Jednak Gerhard, być może przez to że był poważnie ranny i ledwo utrzymywał się na nogach powiedział, że jego miecze mogą nie wytrzymać takiego pokonania Demona i ulec zniszczeniu. On się na to nie zgodzi bo to są Jego miecze.
Malik nie wytrzymał i pełnym złości głosem zarządał aby Gerhard natychmiast dał mu miecze jeśli sam nie chce ich użyć.
W tym momencie oczy Gerharda niebezpiecznie zalśniły na niebiesko i ruchem szybkim jak myśl przystawił ostrze jednego z mieczy do szyi Malika.

Sharun przeglądał w myślach modlitwy, rytuały i zaklęcia zastanawiając się czego może najlepiej użyć przeciwko demonowi. Nagle wpadł na pomysł. W powietrzu zabrzmiały słowa złowrogiej modlitwy i nagle powietrze wokół kapłana zalśniło od wirujących ostrzy.
Sharun podszedł do Demona obejmując go zasięgiem zaklęcia i z satysfakcją dostrzegł że zaklęcie działa, a ciało demona sieczone jest przez wirujące ostrza.

Nagle Glami zachwiał się, opuścił topór, przeszedł chwiejnie dwa kroki i przewrócił się twarzą w śnieg. Demon zaryczał triumfalnie.

Gerhard wydyszał przy uchu Malika:
"Teleportuj nas stąd. Natychmiast"

Malik mocno zaskoczony reakcją i zachowaniem Gerharda próbował przekonać go, że okazja do pokonania Demona jest teraz i nie wiadomo kiedy się znowu powtórzy.
Gerhard był nieubłagany, a jego oczy nadal błyszczały niebieskim światłem. Powoli przesunął ostrzem po szyi Gerharda sycząc mu do ucha.
"Rzuć zaklęcie albo zginiesz"

Po upadku Glamiego. Sharun odsunął się od Demona i rozpoczął długą i potężną modlitwę.

Demon rozejrzał się w około, wskazał pazurzastą łapą Malika i wymówił Słowo Mocy.
Malik nagle jęknął z przerażeniem gdy jego wzrok zasnuła mgła. Oślepł.
Do tego nadal miał przystawione do szyi ostrze, a w uszach dźwięczało mu ostatnie żądanie Gerharda.
Ruszył ręką, przystawił palce do piersi Gerharda i uderzył w niego magicznymi pociskami.
Gerhard z krótkim jękiem przewrócił się nieprzytomny na śnieg, wypuszczając miecze z dłoni.

Demon ruszył w stronę Sharuna, który idąc tyłem oddalał się od niego cały czas wymawiając słowa modlitwy.
Nagle zakończył i wzniósł wysoko swój Symbol Re-Horakte który rozbłysnął światłem jasnym jak słońce o poranku.
Demon wydobył z siebie najpierw przeciągły jęk bólu, który przerodził się w jęk strachu i rozpaczy gdy święte światło objęło go zaczęło niszczyć jego ciało i wyganiać istotę z powrotem do Otchłani.
Próbował z tym walczyć ale moc światła była tak czysta i potężna że na nic była jego plugawa moc i diabelska siła. Z przeciągłym jękiem wściekłości zniknął z tego świata.
Sharun zachwiał się z wyczerpania ale wiedział że życie przyjaciół z drużyny może zależeć od każdej sekundy więc zebrał się w sobie i ruszył im na pomoc.
Od razu zobaczył że Glami mimo, że nieprzytomny to jego życiu nic nie zagraża.
Jednak to co zobaczył dalej spowodowało że ruszył szybkim krokiem do Malika i Gerharda.
Gerhard umierał. Widać to było od razu. Cały był pocięty mieczem demona, a z jego piersi unosiły się smużki dymu po jakiejś magii.
Mail klęczał na śniegu macają wokół rękami, a jego oczy były całe pokryte bielmem. Krzyczał do Sharuna żeby mu wyleczył oczy bo nic nie widzi.

Dziwne bo jeszcze przed chwilą Sharun widział że obaj Malik i Gerhard żyli i stali na własnych nogach.
(nikt z was nie widział tego co się działo pomiędzy nimi)

Dodatkowo Malik zaczął coś nieskładnie krzyczeć do Sharuna, żeby nie leczył Gerharda bo to zdrajca i że jest niebezpieczny.

Sharun podszedł zdecydowanym krokiem i ignorując Malika rzucił pomniejsze zaklęcie leczące na Gerharda. Przecież nie mogę pozwolić mu umrzeć - pomyślał.
Jednak zapomniał o cały czas otaczających go wirujących ostrzach i w skutek tego zarówno Malik jak i Gerhard zostali uderzeni zaklęciem i poszatkowani ostrymi jak brzytwa kawałkami metalu.
Gerhard odtoczył się błyskawicznie do tyłu z trudem pozostając na krawędzi przytomności bo nowych obrażeniach.
Malik bez jęku padł na ziemię na krawędzi śmierci.

Tymczasem z śniegu chwiejnie podniósł się Glami, rozejrzał wokół i nic nie rozumiejąc podszedł do Sharuna.
Sharun krzyknął:
"Nie mogę przerwać zaklęcia. On umiera. Trzeba mu podać miksturę leczącą".
Niestety nikt już nie miał takiej mikstury ale Glami szybko podszedł, włożył na palec Malika swój pierścień, obrócił go i pierś Malika znów uniosła się w oddechu a rany zniknęły.

Gerhard rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu swoich mieczy i dostrzegł, że leżą na śniegu a nad nimi stoi Sharun otoczony ciągle barierą wirujących ostrzy.
Malik krzyknął:
"Zabierz miecze, daj mi je albo schowaj w swojej świątyni. Nie pozwól żeby je podniósł".
Sharun jednak zignorował żądania Malika i zaczął go uspokajać dopytując się o co chodzi.

Gerhard nagle rzucił się pomiędzy ostrza, chwycił leżące na ziemi miecze (jeden był nawet przydeptany przez Sharuna) i wyskoczył z drugiej strony bariery ostrzy. I zrobił to dokonując cudów zręczności bez najmniejszego zadrapania.

Malik krzyknął i rzucił zaklęcie. Pięć strug światła uderzyło w pierś Gerharda przewracając na ziemie i zawieszając go na granicy życia i śmierci.
"Przestańcie !" Krzyknął Sharun, nadal bezradny i nie mogący się do nikogo zbliżyć z powodu wirującej bariery ostrzy.

Glami powiedział "Mam tego dość" podszedł do Malika, wyszarpnął mu z palca swój pierścień i ignorując protesty "Nie rób tego !" nałożył go na palec Gerharda i przekręcił.
Gerhard po chwili otworzył oczy, przetoczył się w bok, wstał, zobaczył Malika, jego oczy zalśniły na niebiesko i rzucił się na niego z mieczami.

Polała się krew i Malik zaczął krzyczeć z bólu.

Sharun i Glami obserwowali to głęboko zaskoczeni nie wiedząc jak zareagować.
Zanim zdążyli coś zrobić Malik leżał już w kałuży krwi nieprzytomny i bliski śmierci, a Gerhard stał spokojnie obok i czyścił Pieśń i Ciszę z krwi.
Glami ciskając pod nosem przekleństwa znowu użył swojego pierścienia i wyleczył Malika.

Malik zerwał się i od razu odbiegł jak najdalej od Gerharda krzycząc że on chce go zabić i żebyście go ratowali i że on nie chce być w jego pobliżu.

Glami powiedział że dość tego, że teraz musicie wracać do Szańca pomóc obrońcom bo walka tam nadal się toczy i że wasze sprawy rozstrzygniemy później.

Gerhard od razu się zgodził ale Malik zaczął krzyczeć że on nigdzie nie pójdzie i on tu zostanie i nawet rzucił zaklęcie i nagle na śniegu pojawił się znany już wam z wędrówek drewniany domek.
Malik wbiegł do środka, macając przed sobą drogę, zaryglował drzwi i powiedział że tu będzie siedział.

Glami wzruszył ramionami i wszyscy pobiegliście do Szańca walczyć.
Walki trwały jeszcze ze 2 godziny. W końcu padł ostatni szaman a małe demony uciekły.
Po walce zostały tylko ślady osmaleń murów w miejscu gdzie trafiły kule ognia ognia oraz kilka nowych spalonych chałup.
Sharun rzucił się do pomocy rannym i dzięki niemu okazało się że zginęły tylko 4 osóby z pośród najemników i górników broniących murów.

Po wszystkim Sharun zmęczony wrócił na wzgórze i zaczął przez drzwi rozmawiać z Malikiem przekonując go do wyjścia i tłumacząc że oczy będzie mógł wyleczyć mu dopiero jutro rano.
Malik stanowczo sprzeciwił się jakimkolwiek pomysłom wyjścia z chatki i powiedział że Sharun i tylko Sharun może wejść tu do niego i z nim siedzieć.
W międzyczasie na wzgórze dotarł Glami z Gerhardem, również zmęczeni i pokrwawieni po walce.

Jak Malik ich usłyszał to zaczął krzyczeć, że Sharun go zdradził bo przecież miał tu przyjść sam.

Nagle czarodziej zaczął krzyczeć że ktoś próbuje przebić tylną ścianę domu i zaczął wołać o pomoc.
Sharun spokojnym krokiem okrążył domek i zobaczył pojedynczą strzałę wbitą w ściankę domu a kilkanaście metrów dalej stojące 3 małe demony z łukami.
Pobiegł w ich stronę i nawet dogonił i zabił jednego. Pozostałe dwa niestety uciekły.

Glami coraz bardziej wściekły na Malika powiedział że nie będzie narażał życia żołnierzy i nikogo tu na straż na noc nie przyśle i jak Malik chce tu siedzieć zamiast w swoim pokoju lub kopalni to jego sprawa i że on stąd sobie idzie.
Gerhard poszedł wraz z nim.
Malik odepchnął stół którym zastawiał drzwi i wpuścił Sharuna do środka.
Oczywiście potem zastawił drzwi ponownie.

W środku było zimno, nie było ognia więc przez całą noc mocno wymarzliście.
Na wasze szczęście już żadne demony nie próbowały dobijać się do Waszego domku.

O świcie gdy tylko Sharun zakończył poranne modły, Malik poprosił go o uleczenie jego oczu i zdjęcie ślepoty.
Sharun pomodlił się, położył dłonie na oczach Malika i Czarodziej został uzdrowiony.
Malik powoli podniósł się na nogi, położył dłoń na ramieniu Sharuna i powiedział smutnym głosem "Nie mogę tu zostać" następnie odsunął stół wyszedł przed chatkę, wypowiedział słowa jakiegoś zaklęcia, zamienił się w orła i odleciał w kierunku Waterdeep.

Sharun wzruszył ramionami i wrócił do szańca, gdzie powiedział o tym Glamiemu i Gerhardowi, a następnie zajął się pomocom rannym którzy wymagali opieki.


...temu kawałkowi opowieści czas się zakończyć ale kolejny kawałek opowiastki już w krótce nadejdzie Smile


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez White Lion dnia Wto 10:32, 27 Sty 2015, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Pon 11:14, 02 Lut 2015    Temat postu:

spróbuję opisać co się działo wczoraj choć zaznaczam że nie byłem przy wszystkich rozmowach więc mogę mieć luki.

Minęły dwa dni.
Spędziliście je na intensywnych naprawach murów, demontażu dźwigu oraz leczeniu rannych.
Dodatkowo patrolowaliście za dnia okolice Szańca.

Odbyliście podczas jednego z obiadów poważną rozmowę z Gerhardem podczas której przedstawił wam swoją wersję wydarzeń.
Glami przygotował plany mitrylowych rękawic.
Sharun za pomocą jasnowidzenia upewnił się, że Gerhard jest w Waterdeep i że jego życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo.

Trzeciego dnia przy śniadaniu poznaliście nowego człowieka. Glami przedstawił wam mnicha Stalowego Liścia z klasztoru Kamiennej Drogi który przybył do Szańca pomóc Glamiemu w walce z demonami.
Sharun przefiltrował mnicha magicznie i okazało się że jest praworządny, tak samo jak Glami.

Po śniadaniu przyleciał kruk Gdaś i przyniósł list od Malika. Z tym listem zaznajomił się Glami i Sharun.

Glami rozpoczął prace w kuźni nad rękawicami.

Około południa w Szańcu, w swoim kopalnianym laboratorium pojawił się Malik i nawiązał długą telepatyczną rozmowę z Glamim i Sharunem.
Podczas tej rozmowy ustalili szczegóły planu postępowania z Gerhardem.

Następnego dnia zarówno Sharun jak i Malik przygotowali odpowiednie czary.
Glami poprosił Gerharda aby zgodził się na wizytę w Świątyni Sharuna i zgodę na magiczne przebadanie tych mieczy.
Gerhard wyraził zgodę więc wszyscy udaliście się do niewielkich katakumb pod świątynią wykutą w skale na wschodniej ścianie płaskowyżu.

W sakralnej atmosferze Gerhard złożył swoje miecze na niewielkim, przykrytym białym obrusem stole.
Sharun powoli wyciągnął nad nimi swoje dłonie i rozpoczął modlitwę. Najpierw czasowo usunął magię z obu mieczy i to mu się całkowicie udało, a następnie próbował trwale usunąć z nich klątwę.
Aby sprawdzić skuteczność swojego działania skupił się sprawdzając czy miecze emanują złem.
Po chwili okazało się, że gdy rozproszenie magii przestało działać to najpierw jeden, a potem drugi miecz zaczęły emanować złem.

Próbowaliście przekonać Gerharda że miecze niosą ze sobą zagrożenie i że powinien z nich nie korzystać.
Jednak jego rozumowanie było bardziej praktyczne. Stwierdził, że co z tego że są złe skoro dobrze mu się nimi walczy.
W końcu to nie broń ale ten kto ją dzierży kieruje ciosami.
Nagle Stalowy Liść poprosił aby Gerhard pozwolił mu potrzymać miecze i po krótkiej rozmowie Gerhard wyciągnął do niego jeden z mieczy rękojeścią do przodu.
Stalowy Liść chwycił za rękojeść i przymknął oczy.
Gdy je otworzył przepełniało je błękitne światło. Mnich potrząsnął lekko głową, puścił miecz i światło zniknęło.
Gerhard schował miecz do pochwy.
Mnich powiedział krótko "Miecz jest przeklęty i niebezpieczny dla każdego kto go dotknie"
Na pytanie Glamiego co mu się stało gdy go dotknął odpowiedział że miecz próbował wejść do jego głowy.

Nie do końca zadowoleni na tym poprzestaliście w badaniach nad mieczami.

Gerhard zapewnił was też że nie ma żadnych uraz do Malika i nie będzie nastawał na jego zdrowie i życie jak wróci do Szańca pod warunkiem, że tenże nie będzie mu zabierał jego mieczy.

Tak więc na kolacji pojawił się Malik i oficjalnie "pogodził się" z Gerhardem.

Kolacja i dyskusje nad tym co należy czynić dalej przeciągnęły się do późnych godzin nocnych ale nie przyniosły widzialnego efektu.

Kolejny dzień upłynął pod znakiem tworzenia rękawic u Malika, przepisywania pergaminów u Malika i robienia mikstur przez Sharuna oraz ćwiczeń wojskowych Gerharda.
Podczas kolacji Malik próbował przekonać Was do podróży do Amn w bliżej nieokreślonym celu.
Glami mówił o potrzebie oddelegowania części gwardzistów do obrony Yartar, a Sharun o wyprawie do Wysokiego Lasu.

Znowu udaliście się spać niezadowoleni z braku jednomyślności w drużynie i w poczuciu braku jasnego celu.

Rano przy śniadaniu wróciliście do rozmów ale nadal bez efektu. Podczas śniadania straże zameldowały o dziwnej, mgle otulającej okolicę i ciemnoszarych pasmach mgły pełznącej po ziemi w kierunku Szańca.
Glami rozkazał podwoić straże.

Sharun poprosił Malika "na stronę" i rozpoczął dziwną, potężną modlitwę nad Malikiem.
Ten zaś nieco się zdenerwował nie wiedząc co się dzieje i domagał się od Sharuna odpowiedzi co za czar został na niego rzucony i w jakim celu.
Sharun tylko uśmiechnął się pod nosem, patrząc z zadowoleniem na Malika.
Nagle Malik spojrzał na swoją lewą dłoń i oniemiał. Jego palec odrósł.
Poruszył nim niedowierzając i już miał podziękować Sharunowi wylewnie gdy nagle poczuł dziwne swędzenie w dłoni i palec odpadł na ziemię i zaczął błyskawicznie gnić.

Sharun pokręcił głową z żalem i powiedział że więcej na razie nie może zrobić.

W tym momencie rozbrzmiał alarmowy dzwon w Szańcu i wszyscy pobiegli na mury.
Wszyscy oznacza oczywiście wszystkich z wyjątkiem Malika i Sharuna którzy dyskutowali zawzięcie i rzucali na siebie różne czary stojąc pod bramą kopalni.

Na murach okazało się że w mgle widać jakby poświatę wielkiego ognia.
Po murach szańca powoli podnosiły się macki szarego oparu wśród białej mgły i zaczęły wpełzać na mury i dalej na płaskowyż.

Glami najpierw rozkazał ciąć ją mieczami, a gdy okazało się że nie ma efektu to już chciał zarządzić odwrót do kopalni gdy zobaczył że ten opar nie wywiera żadnego widocznego wpływu na obrońców.

Biała mgła zaczęła opadać i z nieba zaświeciło słońce. Jednak gdy mgła opadła okazało się, że cała wioska otoczona jest wysoką ścianą ognia.

Malik wzniósł się w powietrze i zobaczył że po drugiej stronie tej ściany aż roi się od Krótkorogich, Szamanów a w dodatku stoją tam też 3 ogromne Demony.

Ze ściany ognia zaczęły wybiegać Krótkorogie demony z łukami i spomiędzy chałup wioski rozpoczęły chaotyczny ostrzał murów.
Mimo że strzały były bardzo niecelne to jednak ich duża ilość (około 50 łuczników) skłoniła was do schowania się za blankami.

Tylko Stalowy Liść stał niewzruszenie wyprostowany i z zainteresowaniem rozglądał się po demonach. Strzały się go nie imały. Drobnymi ruchami ciała schodził z ich linii lotu ew. te lepiej wycelowane odbijał oszczędnymi, leniwymi ruchami ręki.

Rozpoczęła się wymiana strzał pomiędzy obrońcami i atakującymi. Teoretycznie zagrożenie było niewielkie ale mieliście świadomość, że za chwilę zza ściany ognia może przybyć więcej napastników i mogą też pojawić się wśród nich ogniści Szamani.

Nagle Gerhrad poczuł szarpnięcie i jego miecze zostały wyrwane z dłoni przez jakąś niewidzialną siłę i zaczęły unosić się do góry. Nie tracąc ani chwili Gerhard skoczył wysoko do góry i zaczął wznosić się w ślad za nimi i po chwili złapał je ponownie w ręce.

Niewidzialny Malik który był źródłem tej nieznanej siły zmienił plan i wylądował na dziedzińcu ściągając za sobą Gehrarda z mieczami. Już wyglądało na to że rozpocznie się ich konflikt od nowa gdy jednak Malik powiedział że chce te miecze przenieść poza Szaniec aby sprawdzić czy Demony pójdą za nimi.
Gehrad zgodził się na to i Malik przeteleportował ich daleko za ścianę ognia.

Pojawili się kilkadziesiąt metrów za plecami demonów.
Duże demony nie zwróciły na nich żadnej uwagi lecz kilkanaście małych dostrzegło ich obecność i rozpoczęło ostrzał z łuków.
Malik i Gerhard otoczyli się zaklęciem niewidzialności i demonki straciłi nimi zainteresowanie nie mogąc ich dostrzec.

Duże Demony nadal nie reagowały na ich obecność.
Malik chcąc sprawdzić to dokładniej podleciał razem z Gerhardem na kilkanaście metrów od jednego z nich i zaczął krążyć w około.
Najpierw wydawało się że Demon ich nie dostrzega ale po chwili powoli odwrócił na nich głowę, wyciągnął rękę i wypowiedział słowo magii.

Malik z przerażeniem odkrył że jego niewidzialność zniknęła tak samo jak jego zdolność latania i spada w dół. A raczej spadłby gdyby nie szybkość reakcji Gerharda który złapał go i utrzymał w powietrzu.
Niestety pojawienie się Malika w powietrzu pośród 10tek Krótkorogich Demonów oznaczała dużą ilość wystrzelonych w was strzał.
I mimo ich słabej celności to kilka w nich wbiło się boleśnie w Malika oraz w Gerharda.
Ból był tak duży, że Mali nie zdecydował się na próbę czarowania w tej rundzie.
Przygotował zaklęcie teleportacji i wiedział że jego i Gerharda życie zależeć będzie od tego czy uda mu się być szybszym od Demona.

Okazało się że był tak samo szybki jak demon i w tym samym momencie jak skończył rzucać zaklęcie i zaczęli się przenosić z powrotem do Szańca wraz z Gerhardem poczuli jak ich ciała ogarniają płomienie.
Krzycząc z bólu i na granicy utraty przytomności pojawili się z powrotem w Szańcu wiedząc już, że Demony nie potrafią wykryć mieczy i nie podążają za nimi.

Walka i wymiana ognia na murach trwały.
Do walki dołączyło kilku szamanów jednak zamiast rzucać kule ognia zaczęli rzucać jakieś małe ogniste pociski które trafiały niewiele lepiej niż strzały krótkorogich.
Uświadomiliście sobie, że nie widzieliście ani razu żeby jakiś Szaman rzucił więcej niż 5 kul ognia i domyślacie się że pewnie do takiej ilość jest ograniczona jego dzienna moc.
Prawdopodobnie oszczędzają ją na ważniejszą chwilę.

Walki trwały kolejną godzinę ale pełne, zmasowane siły demonów nie ruszyły do ataku. Tylko ta grupa demonów prowadziła wymianę ognia z obrońcami Szańca.
Straty były wielokrotnie wyższe u demonów niż u was. Na 1 zabitego obrońcę szańca przypadało 6-8 Krótkorogich.
Jednak demonów jest bardzo wiele a wasze siły są ograniczone.

Jednak wygląda na to że tym razem Demony nie chcą przypuszczać zmasowanego ataku wszystkimi jak w przypadku pierwszych dwóch ataków na Szaniec a zamiast tego próbują czegoś w rodzaju oblężenia.

Może próbują odpowiednio zmęczyć obrońców aby później jednym szturmem zdobyć mury?
Może próbują złamać morale obrońców?
A może chcą ponownie wywabić zza murów Bohaterów aby na raz zaatakować ich wszystkimi siłami ?

Tak czy siak kolejna godzina pokazała że nie jest tak źle jakby się z początku mogło wydawać.

Nawet jeśli Szaniec ma upaść to na pewno nie stanie się tego dnia !!

Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
arcziangelo
Wielki Mistrz



Dołączył: 06 Maj 2007
Posty: 450
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ee? ciemno było...

PostWysłany: Czw 2:43, 05 Lut 2015    Temat postu:

Przedstawię Wam swoją przedbitewną wróżbę, otóż miałem wizję. W jej "oparach" dostrzegłem i odczułem jednocześnie wybrzeże z zatoką o kształcie zbliżonym do szponu. Widziałem deltę nieznanej mi rzeki oraz półwysep cały pokryty lasem i bagnami. Mgła otulająca nagie drzewa pachniała nieumarłymi.

W głębi bagien, na skale stał zamek z mrocznymi wieżami, w zamku mieszkało nieokreślone zło. W jego murach biło mroczne serce z którego żyły mroku docierały do każdego nieumarłego na bagnach. Ale oprócz niego w zamku było też i dobro. Jego jasne światło przebijało momentami przez mury. Głęboko w lochach była komnata do której dostępu broniły czarne kamienne wrota ze złowrogo błyszczącymi runami. Czułem jak biło od nich ogromne zło i gniew. Za nimi była komnata z białego kamienia na środku której stał ołtarz, na którym coś jaśniało światłem tak jasnym że ciężko było skupić na tym wzrok.

Wtedy wizja się zmieniła.

Staliśmy wszyscy razem a z nami żołnierze z Szańca. Przed nami rozpościerały się szeregi demonów lecz my kroczyliśmy naprzód. We wzniesionych nad głowę dłoniach trzymałem przedmiot wykonany z białego światła. Wszędzie gdzie padły jego promienie demony padały na ziemię płonąc białym światłem lub odwracały się i uciekały z podkulonymi ogonami. Najbardziej przeraził mnie fakt iż w powietrzu odczuwałem niezasłużoną wiktorię i chwałę. Czułem również jak z każdym promieniem światła z trzymanego przeze mnie artefaktu wypływa ze mnie cząstka mojego życia. Wiedziałem że w końcu umrę i dotarło do mnie iż taka będzie cena pożegnania się z Wami lecz obudziwszy się natchniony dziwną, pozytywną energią nie lękałem się już.

Nie wiem gdzie znajdują się te bagna ale czuję po przestudiowaniu mapy Wybrzeża Mieczy iż to może być gdzieś pomiędzy Baldur's Gate a Candlekeep, w okolicach Cloak Wood. Prędzej będzie można rozwinąć ten temat w rozmowie z kimś znającym się na mapach i Wybrzeżu. Nandar? Gerhard?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Czw 14:28, 12 Lut 2015    Temat postu:

...i stało się.

Mimo strachu przed tym, że po powrocie nie zastaniecie już nikogo żywego ani w Szańcu ani w Yartar,
mimo próśb Gerharda aby jak najszybciej iść do Wysokiego Lasu na spotkanie z Demonem,
mimo lecących wam na głowy na dziedzińcu strzał i ognistych pocisków,
zdecydowaliście się podążyć za wizją Sharuna i udać się na południe do Cloak Wood w poszukiwaniu pradawnego artefaktu, Kuli Światła która miała wam pomóc w walce z Demonami.

Glami wydał ostatnie szybkie rozkazy dotyczące planów obrony i ewentualnej ewakuacji Szańca,
rozkazał też przenieś wszystkie cenne rzeczy oraz żywność do kopalń.

Następnie zabraliście wszystkie pieniądze i w rozbłysku magii pożegnaliście widok obrońców Szańca ginących za niego na murach przenosząc się do Waterdeep do domu Korina.

Na wasze szczęście Korin był w domu i od razu przystąpiliście do omawiania z nim pomocy dla Szańca i Yartar.
Niestety poza wysłaniem kuriera do pobliskich miast przy Yartarze z prośbą o wsparcie i pożyczeniem wam 5000 sztuk złota na lichwiarski procent nie był w stanie zaoferować nic więcej.

Sharun nie uczestniczył w tej dyskusji. Po przeniesieniu udał się czym prędzej do świątyni Lathandera do Arcykapłana Wielebnego Christophera de Come.
Ku wielkiemu zadowoleniu Wielebny Christopher szybko zrozumiał wagę sytuacji i od razu zapewnił wsparcie Świątyni.
Podczas wieczornej mszy obiecał wybrać ochotników, którzy rano będą gotowi do drogi.
Oczywiście magiczny transport musi zapewnić drużyna.

Glami tymczasem udał się do Pałacu na spotkanie z Khelbenen.
Niestety okazało się że nie ma go w Pałacu ale Glami został przyjęty przez jego żonę Laeral Silverhand Arunsun.
Po wysłuchaniu słów Glamiego otrzymał on obietnicę pomocy tak szybko jak się da, po wcześniejszym omówieniu tego przez nią z Khelbenem Czarnokijem.

Malik cały dzień robił zakupy, znosił pergaminy, mikstury i inne drobiazgi do domu Korina, gdzie ustanowiliście tymczsową bazę.
Pod wieczór zgodził się wreszcie wysłać magiczną wiadomość do Lady Alustriel Silverhand w Siverymoon. Jednak poza odpowiedzą
"Musicie wytrzymać!"
nie wiedział jaki będzie tego efekt.

Wieczorem do domu Korina zapukał posłanieć - Mag w purporowo-czerwonej szacie z dziwną skrzynką.
Okazało się że Khelben przesłał Wam tą skrzynkę oraz pierścień dla przywódcy drużyny.
Po przekazaniu Mag odjechał bogatym powozem spod posiadłości.

W skrzyni był list oraz 4 dziwnie wyglądające biało-niebieskawe kryształy wielkości strusich jaj w wyłożonych sianem przegródkach.
Po przeczytaniu listu dowiedzieliście się że są to potężne magiczne kryształy i w sytuacji poważnego zagrożenia macie je cisnąć pomiędzy demony.

Pierścień natomiast pomoże Khelbenowi utrzymywać kontakt z Wami i w razie potrzeby służyć wam radą.

Rankiem Sharun przyprowadził 2 odzianych w płytowe zbroje kapłanów Lathandera z fanatycznym błyskiem w oczach.
Malik przetransportował ich szczęśliwie do Szańca, a po powrocie do drużyny oznajmił, że na murach walczą ramię ramię z waszymi żołnierzami jacyś gwardziści i magowie z Silverymoon.
Lekko pocieszeni tym nieoczekiwanym wsparciem powierzyliście swoje ciała magii Sharuna i na skrzydłach wiatru poszybowaliście na południe.

Pola i lasy przesuwały się pod wami z szybkością galopującego konia.
Po prawej stronie szybko zmieniała się linia wybrzeża.
Pomiędzy wami przelatywały mijane chmury.
Już po południu minęliście Wrota Baldura - ogromne miasto położone na wybrzeżu.
Przypomnieliście sobie że nie daleko na południe znajduje się Candlekeep miejsce w którym niejeden z Was mógłby znaleźć wiedzę odpowiadającą na swoje pytania.

Kilkanaście minut po minięciu miasta dotarliście na miejsce. Las Płaszczy nie był zbyt imponujący ale na pewno dokładnie odgradzał mały bagnisty półwysep od reszty kontynentu.
Od razu stwierdziliście że nie będziecie się zagłębiać w las tylko korzystając z ciągle działającego czaru przelecicie nad nim.
Gdy dotarliście nad bagna dostrzegliście mgłę która szczelnie otulała ziemię pod wami i tylko czasem wychylał się z niej czubek jakiegoś wysokiego drzewa.
Na szczęście zamek, a raczej jego wieże też dał się dostrzec i od razu polecieliście w jego stronę.

Zdecydowaliście się wylądować na widocznym, niezasłoniętym mgłą fragmencie murów.
Nie chcieliście ryzykować lądowania na ślepo na dziedzińcu zamku we mgle.
Już po kilku krokach dostrzegliście na blankach nieruchomą postać wpatrującą się we mgłę za murami.
To był zombie.
Dzięki chroniącej was magii Sharuna nie dostrzegł was i bezpiecznie przeszliście obok niego.
Poraz kolejny skorzystaliście z magii kapłana i spłynęliście w powietrzu w kierunku wysokiej, szpiczastej wieży i pałacu stojących na dziedzińcu.
Gerhard jako jedyny stanął na ziemi i zaczęliście się zastanawiać czy lepiej wejść do Wieży czy do Pałacu w poszukiwaniu zejścia do lochów lub piwnic gdzie wedle wizji Sharuna znajdował się ten artefakt.

Już mieliście wyważyć okiennice lub drzwi do pałacu gdy nagle usłyszeliście dźwięk opuszczanej kraty w bramie zamku, a w waszą stronę zaczęły zbliżać się ciężkie odgłosy biegu.
To na pewno było coś dużego.
Be zastanowienia wystrzeliliście w powietrze oddalając się na bezpieczną odległość.
Odgłosy ucichły ale przez mgłę nie byliście w stanie nic dostrzec.

Powoli opadliście na wysokość pierwszego piętra i w postaci mgły przeniknęliście przez pęknięte okno do jednego z pokoi.
Po kilku rundach, już w swoich postaciach staliście gotowi do dalszej eksploracji tego przeklętego miejsca.
Drzwi otworzył Malik i od razu ze strachem odskoczył do tyłu gdy zobaczył stojącego przed drzwiami i wpatrującego się w siebie zombiego.
Na szczęście ochrona Sharuna nadal działała i zombie was nie dostrzegł.
Gdy wszedł do pokoju szybko przemknęliście się za jego plecami i wyszliście na korytarz na piętrze.
Po sprawnym przeszukaniu piętra natknęliście się jeszcze na 5 ignorujących was zombiech i upewniliście się że nie ma tu nic ciekawego.
Gdy Gerhard zaczął schodzi po szerokich schodach na parter mijał go zombie. Z bliska okazało się że jego trzewia kłębią się i ruszają jak jakieś węże. Gdy mijał Gerhada nagle, bez ostrzeżenia rzucił się na niego próbując go złapać i przyciągnąć do kłębowiska trzewi.
Gerhardowi prawie udało się wywinąć i nawet wbił w martwiaka miecz ale z ręki trupa spadł na Gerharda długi biały robak i szybko zniknął pod rękawem kurtki.
Gerhad szybkim susem przeskoczył nad barierką schodów i wylądował na parterze tylko po to żeby zobaczyć w kolejne takie stwory idące w jego stronę.
Walka musiała przerwać ochronę Sharuna bo nawet stojący w pobliżu zombie zobaczył go i ruszył w jego stronę.

Tymczasem na piętrze Sharun postanowił przerwać swoją niewidzialność, wyciągnął Święty Symbol Wiary i rozpoczął gorącą modlitwę. Wraz z jej kolejnymi słowami Symbol rozjarzał się coraz jaśniejszym światłem. Na koniec rozbłysnął jak miniaturowe słońce, a wszystkie chodzące wokół was Zombie zatrzymały się i padły prawdziwie martwe na ziemię.

Wszyscy ruszyliście na parter pomóc Gerhardowi i włączyliście do walki.
Sharun rozpoczął kolejną modlitwę i już po chwili martwiaki posłusznie zamieniły się w nieruchome kupy gnijącego mięsa.
Malik przebiegł pomiędzy stworami aby zamknąć otwarte drzwi do pałacu ale gdy tylko to zrobił coś z zewnątrz roztrzaskało je w kawałki odrzucając Malika kilka metrów w tył.

Do środka wbiegło prawdziwe monstrum. Prawie 3 metrowe cielsko tego zombiego ważyło z pewnością ponad ćwierć tony, a rozwarta nienaturalnie szeroko paszcza sprawiała wrażenie mogącej przecisnąć przez siebie człowieka.
Potwór nie zatrzymał się po zniszczeniu drzwi tylko kontynuował swoją szarżę.
Najpierw na jego drodze stanął Glami ale zdążył zadać tylko 1 cios zanim uderzony cielskiem odleciał na pobliską ścianę.
Następny w kolejce był Sharun który wyprowadzając swój cios zasłonił się wprawdzie tarczą ale nie miał szans przeciwko sile potwora. Również poleciał w tył aż na schody.
Podniósłszy się rozpoczął modlitwę i dzięki Gerhardowi który jako następny stanął na drodze monstrum zdołał ją dokończyć zanim obok niego przeleciał Łotrzyk i wyrżnął w ścianę przy schodach na półpiętrze.
Niestety ten potwór oparł się mocy odegnania, zatrzymał i rozpoczął walkę potężnymi łapami z Glamim i Gerhardem.

Malik tymczasem podniósł się z ziemi i rzucił potężny czar mający zapewnić mu kontrolę nad potworem. Niestety zombie oparł się również temu czarowi.

Sharun z gniewnym okrzykiem przywołał krótkie słowa potężnej modlitwy i dotknął potwora powodując jego głęboki jęk i rozbłysk jasnego światła.
Potwór jakby zaczął ruszać się bardziej niemrawo i utracił większość ze swojej energii ale kontynuował walkę.
Jednak okazało się że 3 ciosy wystarczyły aby go dobić - tak bardzo musiał go osłabić czas Sharuna.
Walka była skończona, a w przeklętym pałacu znowu zapanowała złowroga cisza.

Już po chwili szukania znaleźliście drzwi prowadzące do wieży oraz schody do podziemi.
Po chwili wahania wybraliście podziemia.

Pierwszy poziom był długi i miał wiele odnóg jednak głównie wypełniony był zamkniętymi mały celami, w których po przeszukaniu znaleźliście wyryte na ścianie daty (prawdopodobnie pobytów więźniów) oraz kilka szkieletów oraz jedno ciało w stanie rozkładu.
Rozpiętość dat na ścianach sugeruje że pierwsza ofiara była trzymana w lochu ponad 300lat temu a ostatnia 2 miesiące temu.
Pewnie trzymane były w jakimś celu ale nie udało wam się tego odkryć.
Sharun pobłogosławić wszystkie kości w celach.
W pewnym momencie wędrówki Malik spostrzegł dziwnego szczura ze świecącymi czerwonymi ślepiami jednak nie zareagował na to w żaden sposób więc zwierze uciekło i zniknęło w ciemnościach.
Dotarliście do wąskich, krętych schodów prowadzących na kolejny poziom podziemi.
Niestety tu wędrówka przestała być spokojna.

Idący na przedzie Gerhard nagle krzyknął z bólu i zaskoczenia jak ze ściany wynurzyła się jakaś niematerialna postać, przeniknęła go i zniknęła w ścianie po drugiej stronie schodów. Gerhard poczuł przenikliwe zimno i ból w klatce piersiowej. Zachwiał się ale ruszył szybko do przodu chcąc jak najszybciej wyjść z tej wąskiej klatki schodowej.
Schodząc w dół jeszcze 2krotnie duchy przenikały niektórych z was powodując bezradne okrzyki bólu.
Wreszcie wyszliście na korytarz.
Jednak zatrzymaliście się w miejscu bo na straży korytarza stały 2 niewielkie statuetki przedstawiające wykonane z czarnego kamienia małe skrzydlate demony.
Ponownie wynurzający się tym razem z podłogi duch skłonił was do zaniechania ostrożności i przebiegnięcia na przód.

W chwili gdy przechodziliście pomiędzy nimi na ścianach na korytarzu przed wami zapłonęły widmowe pochodnie na ścianach dając prawie niewidoczne blade światło.

Po kilkunastu krokach zatrzymaliście się słysząc słowa modlitwy Sharuna i czekając na rozbłysk światła jaki zwykle jej towarzyszy.
I tym razem okazała się skuteczna. Z sufitu i ścian posypał się proszek świadczący o tym, że duchy nie będą już wam więcej przeszkadzać.
Ruszyliście dalej.

Po kilkudziesięciu metrach szeroki korytarz rozwidlał się w kształcie litery T na środku prezentując wam ogromne, kamienne wrota, całe pokryte rytymi w kamieniu runami oraz zamknięte na 3 czarne, stalowe sztaby zamknięte w żelaznych obręczach.

Sharun i Malik rozpoczęli oględziny drzwi a Glami i Gerhard zwrócili się w stronę niezbadanych dwóch korytarzy. Oba wypełniała już po kilku metrach nieprzenikniona dla oka ciemność więc niewiele dostrzegli.
Jednak Gerhard powodowany tylko jemu znanym instynktem (lub jego brakiem) zagłębił się w ciemność.
Po kilku chwilach ciszy, gdy na wołanie Glamiego:
"Gerhard, żyjesz ?"
nie było żadnej odpowiedzi.

Sharun i Malik zwrócili swoją uwagę i w stronę ciemności poleciały zaklęcia rozpraszające magię lecz nie miały efektu.
Sharun zbliżył swoje świecące berło i pod jego blaskiem ciemność cofnęła się.
Waszym oczom ukazał się przerażający widok.
Nad przechylonym w tył Gerhardem pochylał się Vampir i pił łapczywie krew wpity w jego szyję.
Na widok światła Vampir uniósł głowę ukazując kły i zakrwawioną twarz, zasyczał ze złości, upuścił swoją ofiarę na ziemię, zasłonił się płaszczem i zniknął zamieniając w stado nietoperzy które odleciały w ciemność korytarza.

Szybko wyciągnęliście Gerharda z korytarza i Sharun uleczył go uzdrawiającą modlitwą.
Wróciliście do badania drzwi gdy usłyszeliście ciężkie, zbliżające się z obu stron korytarza kroki.
Przygotowaliście się do walki.

Z ciemności wyszły na was na raz dwie przedziwne choć bez wątpienia nieumarłe istoty.
Wyglądały jak potężne ponad 2metrowe zombie ale zrobione z różnych kawałków różnych istot.
Np. jeden z nich miał prawą rękę niedźwiedzia, a część korpusu ukrytą pod chitynowym pancerzem. Miał też dwie głowy - jedną ludzką, a jedną psią.
Istoty rzuciły się na was błyskawicznie uderzając w Glamiego i Gerharda swoimi pazurami.
Od razu okazało się że swoją siłą i zawziętością górują nad krasnoludem i człowiekiem.
Sharun rozpoczął swoje najpotężniejsze modlitwy lecz nie przyniosły one skutku. Wyglądało tak jakby te istoty były niewrażliwe na światło i próby ich odgonienia.
Malik tymczasem rzucił od niechcenia kilka pomniejszych zaklęć i wrócił do pospiesznego czytania run na drzwiach.

W tym samym momencie jak Gerhard z jękiem osunął się na kolana, a zasłonił go Sharun odpychając łotrzyka do tyłu, Malik dostrzegł stojącego w korytarzu z którego przyszliście vampira który miał wzniesione dłonie i coś czarował.

Zanim wasz czarodziej zdążył zareagować z dłoni Vampira wyleciały stożki zimna i wichury zapełniając korytarz ostrymi, wirującymi kawałkami lodu.

Krzyk bólu Malika oznajmił wam że nie wytrzymały osłony magiczne którymi się otoczył i jego ciało zostało uniesione wiatrem i pocięte przez odłamki.
Głuchy odgłos ciała upadającego na ziemię powiedział wam że Gerhard również dostał się w obszar zaklęcia.

Malik podniósł się z podłogi i w tej samej chwili poczuł leczącą moc Sharuna usuwającą większość skutków zaklęcia.

Lecz zarówno Sharun jak i Glami powoli zaczynali słaniać się na nogach i wiedzieli że zbyt długo nie powstrzymają morderczej furii tych dziwnych nieumarłych potworów obsypujących ich gradem uderzeń i nie pokazujących po sobie większych skutków ciosów drużyny.

Korytarz znowu wypełniła magia i tym razem w drużynę uderzyły dwie fale zamrażającego wszystko zimna.
Jednak Malik jakimś cudem wytrzymał również i to. Będąc na skraju utraty przytomności wypił silną miksturę leczenia i podniósł się chwiejnie na nogi.

Gdy po raz trzeci usłyszeliście słowa magii Vampira wiedzieliście, że to już koniec. W waszą stronę znowu pomknęły odłamki lodu tnąc ciało Malika i rzucając je na podłogę.
Wyglądało że to już koniec...

Jednak w moment później dziwnie potężne uderzenie stalowego końca laski Malika w kamienną podłogę wszystko zmieniło.
Potwory się zatrzymały w miejscu jak zaklęte.

Odwróciliście się i zobaczyliście Malika, a raczej kogoś kto przypominał Malika otoczonego przeplatającymi się wśród nóg pasmami ciemności, stojącego pewnie na kamiennej podłodze i zaciskającej rękę na swojej lasce.
Zobaczyliście jak w oczach Vampira pojawia się strach, a następnie jak zasłania się płaszczem i znika w ciemności.
Z ust Malika wydobyło się słowo:
"Won"
I oba stwory odwróciły się i oddaliły z powrotem w ciemność korytarzy z których przybyły.
"Zabierzcie to ścierwo i odsuńcie się od wrót"
powiedział następnie wskazując na ciało Gerharda.
Zdziwieni do granic możliwości i mocno zaniepokojeni posłuchaliście go i wraz z ciałem odsunęliście się od Wrót.

Malik odwrócił się w ich stronę. Uderzył laską w podłogę z taką siłą, że popękały kamienie w posadce i wypowiedział słowo magii.
Poczuliście jak od potęgi tej mocy jeżą wam się włosy na głowie.
Trzy stalowe sztaby rozjarzyły się na czerwono i w mgnieniu oka stopiły spływając na podłogę.

Kolejne słowo mocy spowodowało że pochodnie w całym korytarzu zamigotały i zgasły.

Na całych wrotach rozjarzyły się dziwnym blaskiem runy i wrota drgnęły powoli otwierając się na zewnątrz.

Ze środka wylało się białe światło rozpływając się we wszystkie strony po korytarzach. Zobaczyliście jak magiczna ciemność w korytarzach przed nimi ustępuje a odchodzące potwory padają na ziemię gdy tylko światło ich dotyka.
Gdy obmyło wasze ciała poczuliście się świeżo i dobrze, poczuliście jak z waszych serc znika strach, a z członków znużenie.
Jednak światło nie dotknęło Malika.
Niewidzialna bariera wokół niego pozostawiła wąską otoczkę szarości ogradzającą go od światła.

"Wejdź do środka Klecho i zabierz kulę.
Schowaj ją do torby"
powiedział Malik.

Sharun nie wahając się wszedł i zabrał kulę chowając ją do torby.
Chciał jeszcze przyjrzeć się płaskorzeźbom w tym pokoju o białych ścianach ale Malik był nieubłagany.

"Zabierajcie ścierwo ze sobą i wychodzimy stąd"

na wasze próby jakichkolwiek pytań lub protestów usłyszeliście:

"Nie spotkaliście jeszcze istoty która rządzi w tym zamku.
Nie chcielibyście jej spotkać.
Chodźcie za mną albo zostawię was samych"

Słysząc to ruszyliście nie zwlekając.
Gdy doszliście do schodów Malik wypowiedział kolejne słowo magii i po chwili w postaci śmigających po ścianie cieni pomknął na górę.
Pobiegliście za nim.
Glami niósł ciało Gerharda.

Malik czekał na środku dziedzińca.
Mgła jakby rozstępowała się przed nim tworząc dla was ścieżkę od Pałacu do Malika.
Idąc spostrzegliście, że w stojącej obok wieży zniknęły drzwi i okno. Teraz wyglądało jakby nigdy ich tam nie było.

Gdy doszliście na środek Malik znowu uderzył laską w ziemię i wypowiedział słowa zaklęcia.
Powoli spośród kamieni dziedzińca wypełzły cienie i uformowały się w kształt portalu, a następnie wypełniły go ciemnością.

"Wchodźcie przez niego.
Ja wejdę na końcu i go zamknę"
usłyszeliście z ust Malika.

Po chwili wahania weszliście w portal i okazało się, że po drugiej jego stronie wyszliście na dziedzińcu Wilczego Szańca.
Pora była najwyższa bo Demony przypuściły szturm na mury i walka trwała już na blankach w niektórych miejscach, a pod murami widać było leżących rannych i zabitych żołnierzy.

Sharun nie zwlekając wbiegł na mury, wyciągnął kulę światła i wzniósł ją wysoko nad głowę wykrzykując głośno Słowa Modlitwy.
Światło zalało wszystko wokół w promieniu kilkudziesięciu metrów.
Usłyszeliście przenikliwy skrzek z gardeł dziesiątek demonów.
Na waszych oczach demony zaczęły rozpadać się w nicość dotknięte promieniami światła.
Te które nie zostały zniszczone zaczęły uciekać ale tylko niewielu z nich udało się uciec poza zasięg światła, za ścianę ognia.
Sama ściana powoli przygasła i opadła ukazując stojące za nim 3 ogromne demony.
Z tej odległości światło już było za słabe aby niszczyć nawet najmniejsze z demonów ale dostrzegliście jak te które przeżyły masowo uciekają w stronę lasu, a nawet największe mrużą swoje oczy i zasłaniają się przed blaskiem światła.
Duże demony powoli odwróciły się, przywołały słowami magii portale i zniknęły w nich zostawiając swoją uciekającą armię na pastwę losu.

Trwało to nie dłużej niż kilka minut. Dostrzegliście też że zniknęły dziwne opary które wypełniały Szaniec i jego okolicę. Szara mgła cofała się wraz z armią demonów do lasu.

Nagle Sharun zachwiał się jakby ze zmęczenia, oparł o blankę i schował drżącymi dłońmi kulę do torby.
Na jego pobladłej twarzy pojawiło się trochę zmarszczek których wcześniej nie było, a we włosach pierwsze srebrne włosy.
Jednak uśmiech zadowolenia był ogromny i bez wątpienia czuł szczęście z tego czego dokonał i doświadczył.

Zobaczyliście, że Malik leży nieprzytomny na ziemi ale wystarczyło kilka klepnięć w policzek i otworzył oczy i powoli podniósł się wspierając ciężko na swojej lasce.
Przekleństwo które powiedział i silny suchy kaszel wstrząsający jego chudym i słabym ciałem powiedział wam że znowu macie do czynienia ze starym, dobrym? Malikiem.

Całym szańcem wstrząsnął triumfalny ryk obrońców
"Hurra !"
"Wygraliśmy !"
"Uciekajcie poczwary !"
"Niech żyje Glami !"
"Niech żyje Wielebny Sharun !"
"Pokonaliśmy ich !"
"Hurra !"

Radości i szczęściu nie było końca.
Glami po chwili poczuł że ręce jego żołnierzy unoszą go w górę i po chwili unosił się w górze podrzucany ich rękami.

Sharun oraz pozostali dwaj kapłani Lathandera nie ustawali w leczeniu rannych i zamykaniu powiek martwym.

Po tej meczącej pracy Sharun ledwie trzymając się na nogach zarządził co do Gerharda
"Nieście go za mną"
powiedział i poszedł do Świątyni, schodząc do jej podziemi.

Tam rozkazał położyć ciało na ołtarzu, rozdziać je, umyć i nałożyć rytualne szaty.

Następnie rozpoczął rytualne modły i poczuł jak w jego osłabione ciało wpływa prawdziwa Boska Moc. Poczuł przepełniające go Światło i zobaczył duszę Gerhada i przywołał ją z powrotem prowadząc za światłem.
Gdy dusza była już na powrót w ciele uleczył je i z nowym oddechem powietrza Gerhard otworzył oczy.

"Co ja *** mam na sobie?"
tak brzmiały jego pierwsze słowa po przeżytym cudzie.

Ku waszemu zaskoczeniu nie przejawiał żadnej potrzeby odzyskania swoich mieczy, które wraz z resztą jego sprzętu leżały w kącie świątyni i powiedział tylko że później po nie wróci bo teraz chce wyjść na świeże powietrze.

Spotkaliście się znowu wszyscy razem na dziedzińcu Szańca i pośród ogólnej radości przeplatanej z jękami rannych i płaczem nad zabitymi postanowiliście co robić dalej.
Decyzja Glamiego była jasna i prosta.
Krótki odpoczynek i zajęcie się rannymi i zabitymi. Przygotowanie czarów przez magów i zaraz z samego rana wyruszenie na odsiecz do Yartar.

W trakcie tej rozmowy wszyscy dostrzegliście, że Malikowi w lewej dłoni brakuje nie jednego ale dwóch palców.
Na próbę rozmowy o tym co wydarzyło się w podziemiach przy drzwiach oraz o tym kiedy i jak stracił drugi palec zareagował dość niechętnie.
Stwierdził, że nie ma o czym w zakresie jego zachowania w zamku na bagnach. Może nie do końca był sobą ale nie ma się czym przejmować.
Natomiast w sprawie palców powiedział że o tym trzeba porozmawiać ale nie w tej chwili.

Nie do końca ustatysfakcjonowani tymi odpowiedziami zdecydowaliście jednak że trzeba odpocząć przed poranną wędrówką i późniejszą walką.
Rozeszliście się do swoich komnat, umyliście się (niektórzy z was), zjedliście coś i poszliście spać.

Glami wydając ostatnie rozkazy przed odpoczynkiem spotkał Mnicha który wracał właśnie z samotnej pogoni za demonami.
Był trochę poraniony a złamana kość lewego ramienia przebijała skórę.
Wyglądało, że dostrzegł to dopiero po zdziwionym spojrzeniu Glamiego i niewiele myśląc wcisnął kość pod skórę, która zrosła się błyskawicznie na oczach Glamiego jak potraktowana silnym zaklęciem leczenia.
Mnich powiedział, że udało mu się dorwać 22 szamanów ale 2 mu uciekło do lasu i że musi parę godzin odpocząć.

bez wyjątku wszyscy byliście tak zmęczeni że padliście na łóżka i zasnęliście jak kamień i obudziły was dopiero poranna pobudka wygrywana na jakiejś trąbce i pukanie waszych żołnierzy do waszych drzwi, że zaraz będzie świtać i że wszyscy już są gotowi.

Zebraliście się i ruszyliście wraz z pierwszymi promieniami słońca.
Sharun oraz dwaj kapłani Lathadera urozmaicili wam podróż odprawiając modły w trakcie drogi.
Zabraliście ze sobą 20 żołnierzy Szańca oraz 18 gwardzistów z Silverymoon, 2 czarodziei z Silverymoon, 2 kapłanów Lathandera oraz Mnicha.
Malik został na Szańcu.
Powiedział, że musi przygotować czary i że was jakoś dogoni za parę godzin.

Pogoda jest śliczna, mocno świeci słońce, a śnieg przyjemnie skrzypi pod butami.
Mróz kłuje w policzki, a żołnierska pieśń rozgrzewa ciała.
Zapowiada się piękny dzień.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez White Lion dnia Czw 17:01, 12 Lut 2015, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ZjedzBabciKorale
PrzeMadaFaka



Dołączył: 08 Maj 2007
Posty: 701
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Pią 11:57, 20 Lut 2015    Temat postu:

po wyruszeniu z Szańca, tego samego dnia przed południem, otrzymaliście list przyniesiony przez znanego wam, gadającego kruka

list został doręczony Glamiemu ale był adresowany do całej drużyny


TREŚĆ LISTU:
Znów muszę kontaktować się w ten sposób, w nadziei, że przeklęty Abdul Ab Dasin z Amn nie przejrzy moich zamiarów. Widzieliście do czego jest zdolny. Pozbawił mnie już drugiego palca - i to będąc oddalonym o setki mil! Nie należy go lekceważyć. Ja na pewno nie będę. Jestem pewien, że szpieguje mnie magicznie. Posiadanie mojego palca znacznie mu to zadanie ułatwia. Gdy jestem z wami, śledzi również was. Nie jest głupi, widzi co zrobiliśmy. Ten drugi palec to drugie ostrzeżenie. Co będzie kolejnym? Cała dłoń? Nie chcę tak skończyć. Wiecie czemu nie ma jednorękich magów? Bo z jedną ręką nie można rzucać czarów! Jeśli dalej będziemy postępować według ustalonego planu ryzykujecie, że wasz mag będzie musiał się przekwalifikować, a nie chciałbym spędzić reszty życia jako skryba w Silverymoon. Nawet zakładając, że uda nam się zniszczyć demona, narobimy sobie wrogów w Amn, jak Gerhard. Myślicie, że Abdul Ab Dasin zostawi tak tą sprawę? Zemści się na mnie, a potem najpewniej i na was. Co radzicie? Udzielić pomocy miastu Yartar i zastawić na mości Ab Dasina pułapkę? Nie wiem czy mamy szanse, a on nie jest głupi. Na śmierdzące onuce mojego ojca, zastanówcie się nad opcją najprostszą - oddajmy mu te miecze i pergamin i niech idzie do stu diabłów! Spotkamy się niebawem. Malik.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Lion
PrzeMadaFaka



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Czw 12:14, 26 Lut 2015    Temat postu:

maszerowaliście cały dzień.

Późnym popołudniem gdy dotarliście w pobliże mostu, ze strony Szańca nadleciał Wielki Orzeł, wylądował i w obłoku magii zamienił się w Malika.

W promieniach zachodzącego słońca przekroczyliście rzekę na naprędce zawieszonych linach.
W półmroku widać było sylwetkę miasta i pojawiające się i migoczące płomienie.
Bitwa na pewno się jeszcze toczyła.

Zdecydowaliście się, zgodnie z radą obejść miasto od zachodu i wejść z tamtego kierunku bramą do środka.
Po drodze napotkaliście jedynie jeden patrol demonów ale szybko się z nim rozprawiliście.

W mieście przywitano was z radością, a na spotkanie z Wami wyszedł Kapitan Gwardii Miejskiej Veskin Treśmil.
Sytuacja w mieście nie była wesoła. Już trzeci dzień trwało oblężenie a od rana demony zaczęły przypuszczać regularny szturm na bramy miasta.
Tylko Bogom trzeba dziękować że miasto utrzymało się do tej pory.
Dodatkowo dzięki porze roku pożary spowodowane ognistymi pociskami nie roznosiły się na inne domy i można je było skutecznie gasić.

Od razu rozmieściliście swoje siły na drewnianej, obudowanej bramie i palisadzie luzując walczących tam na skraju wyczerpania żołnierzy miejskich.
Sytuacja nie przedstawiała się różowo. Na miasto szturmowała grubo ponad 100tka małych demonów oraz kilkunastu szamanów.
Poza linią demonów, w pozornym bezruchu stało 5 Wielkich Demonów.
Pomiędzy Wami cały czas przelatywały strzału z łuków oraz ogniste pociski.

Widząc to Sharun postanowił nie zwlekać i od razu wyciągnął z tory kulę i wzniósł ją wysoko ponad głowę rozpoczynając modlitwę.
Was wszystkich zalało jasne światło a powietrze przeszył skrzek przerażonych i umierających demonów.
Atak od razu się załamał a większość demonów zaczęła uciekać.
Niosący Światło najpierw przeszedł po wale oczyszczając palisadę z demonów a następnie zeskoczył wraz z Gerhardem przed bramę i ruszył w kierunku Wielkich Demonów.
Po chwili dołączył do niego Glami oraz kilkunastu waszych krasnoludów.
To była prawdziwa masakra. Te z demonów które nie rozpadły się w proch, rzuciły się do ucieczki i już po chwili ich mrowie biegło z powrotem w kierunku Wysokiego Lasu.

Gdy Światło dotarło do Wielkich Demonów one spokojnie odwróciły się i weszły w magiczne portale znikając z tąd.

Yartar zostało obronione !
Radość mieszkańców mieszała się z niedowierzaniem że demonów już nie ma i z obawą, że wrócą.
Ranni zostali opatrzeni, martwi odniesieni z pola walki.
Wy zaś udaliście się na kolację do Barona Alahara Khaumfrosa.
Podczas kolacji pełnej pochwał i podziękowań otrzymaliście zapewnienie tego, że na rynku miasta staną wasze pomniki.
Dodatkowo Baron pożyczył magiczną kuszę Gerhardowi na wyprawę, a Malik wyprosił u kapłanów 2 skrzynki magicznych mikstur leczenia.

Siedząc przy stole, pozornie pogrążeni w rozmowie tak naprawdę cały czas dyskutowaliście za pomocą telepatii Malika nad tym co należy teraz zrobić.

Malik stanowczo zaprotestował przed udaniem się do lasu i zapowiedział że pójdziecie tam bez niego. Dodatkowo silnie nastawał na pomysł oddania mieczy i pergaminu Gildii z Amn.
Ostatecznie zgodziliście się wspólnie na konsultacje z Khelbenem dzięki mocy magicznego pierścienia który otrzymał od niego Glami.
Pożegnaliście się, zebraliście swój oddział i opuściliście Yartar.

Na drodze za pomocą pierścienia przywołaliście Khelbena i gdy pojawił się przed wami On lub jego obraz rozpoczęliście rozmowę.
Khelben pogratulował wam skutecznego odparcia ataków demonów oraz zdobycia artefaktu na bagnach. Zdecydowanie zachęcał was do spróbowania swoich sił z demonem który rozpoczął tą inwazję. Na prośbę Malika o pomoc z jego palcami obiecał że po całej sprawie poleci was arcykapłanom z Waterdeep którzy coś na pewno wymyślą żeby palce przestały ci odpadać.
Dodatkowo zasugerował też że od waszej decyzji zależy życie setek lub tysięcy osób mieszkających w pobliżu Wysokiego Lasu.

Malik w końcu dał się przekonać i ruszyliście w drogę powrotną do Szańca.
Przespaliście się, odpoczęliście, przygotowaliście świeże zaklęcia i ruszyliście w pięciu w drogę do Wysokiego Lasu.
Sharun próbował drugi raz za pomocą swoich modlitw przywrócić palce Malikowi ale niestety znowu jedyne co osiągnął to to że palce odrosły ale po chwili znów zgniły i odpadły od dłoni.

Malik wymówił słowa zaklęcia i wszyscy znaleźliście w Krainie Cienia.
Po godzinie doszliście do lasu, i zagłębiliście się pomiędzy drzewa w opary dziwnej mgły wypełniającej cały las.
Już po kilkunastu minutach zaczęliście mijać pierwsze demony ale było ich stosunkowo niewiele, a poza tym nie widziały was i nie reagowały na wasze przejście.
Po kolejnych kilkunastu minutach idący na przedzie Glami zauważył że na waszej drodze pojawiły się ciernie.
Najpierw tylko przy ziemi lub na gałęziach drzew wkrótce były już na każdym drzewie, krzaku i na ziemi i coraz trudniej było wam je omijać.
Musieliście zacząć je rozgarniać, a potem przecinać aby móc iść dalej.
W końcu ciernie stały się tak gęste że prawie w ogóle nie posuwaliście się do przodu, a dodatkowo niektóre pnącza same poruszały się, pełznąć po ziemi lub pniu drzewa i oplątywały wasze nogi i ręce.

Malik zdecydował że tak dłużej nie dacie rady i na skrzydłach swojej magii wyrwał was z pomiędzy cierni i wzniósł ponad korony drzew.
Zaczęliście lecieć w kierunku środka lasu i gór które tam były.
Z oddali widzieliście że kłębi się tam dużo więcej mgły a w jednym miejscu aż do nieba sięga szeroki słup tej mgły.
Jednak lecieliście powoli. Z jakiegoś powodu wasz lot nie osiągał takiej prędkości jak powinien. Po około godzinie lotu Sharun zauważył początek świtu i powiedział, że musi wylądować i pomodlić się o nowe czary.
Wszyscy wylądowaliście, Sharun się pomodlił a następnie ponownie wzbiliście się dzięki zaklęciu Malika w powietrze.
Pokonaliście kolejne mile do celu gdy w końcu czar stracił moc i musieliście wylądować.
Spróbowaliście iść dalej po ziemi ale już po chwili ponownie pojawiły się ciernie na drodze.
Zdecydowaliście się spróbować przespać na gałęziach drzew żeby Malik też odnowił swoje czary.
Wyszliście z Krainy Cienia i wdrapaliście się na niskie gałęzie drzew i w miarę możliwości przywiązaliście do nich linami i pasami.

Niestety po kilku godzinach niespokojnego snu obudziły was odgłosy nadchodzących demonów. Pod drzewo podeszło kilka małych demonów i gdy was dostrzegli wypuścili w waszą stronę strzały.
Pojawili się też szamani i ich ogniste kule.
Po kolei zeskakiwaliście z drzewa i włączaliście się do walki.
Przeciwników z początku nie było wiele ale co chwilę nowe dziesiątki wybiegały z pomiędzy drzew i włączały się do walki.
Coraz bardziej krwawiliście z powierzchownych lecz licznych ran i w końcu Sharun zdecydował się że po raz kolejny musi użyć Świętego Artefaktu.
Tym razem kula rozbłysła światłem dopiero po kilku sekundach od wyjęcia z torby i najpierw światło było słabe i blade ale po chwili rozbłysło pełnią swojej mocy.
Większość demonów od razu zginęła, tylko niektórym udało się uciec.
Odnieśliście kolejne zwycięstwo nad demonami ale ponieśliście też jego koszt. Na twarzy Sharuna pojawiło się więcej zmarszczek a siwych włosów na głowie było teraz tyle samo co czarnych.
Tym razem w dalszą wędrówkę poprowadziła was modlitwa Sharuna.
Poczuliście się lekko jakbyście nic nie ważyli i wznieśliście się w niebo a następnie pchani magicznym wiatrem popłynęliście po niebie w stronę czarnego słupa mgły.

Jednak już po kilku chwilach magiczny wiatr zaczął słabnąć i coraz wolniej posuwaliście się do przodu.
Po kilkunastu minutach poczuliście że w wasze twarze zaczyna wiać dziwny zimny wiatr i po chwili zupełnie zatrzymaliście się w miejscu a nawet zaczęło was spychać do tyłu.
Czym prędzej opadliście pomiędzy drzewa na ziemię i przerwaliście działanie czaru.
Do celu zostało wam około 3-4km.
Wokół was nie ma ani jednego ciernia. Malik zaczął się zastanawiać czy nie były one tylko w Krainie Cieni ?

Już mieliście ruszyć do przodu gdy usłyszeliście przed wami ciężkie, powolne stąpnięcia i z pomiędzy drzew wyszedł Wielki Demon z płonącym mieczem i ruszył w waszą stronę.
Sharun i Malik od razu otoczyli się czarami ochronnymi a Mnich i Gerhard rzucili się w kierunku demona.
Glami zawahał się przez chwilę nie chcąc zostawiać bezbronnego Malika, postąpił kilka kroków do przodu i zatrzymał się słysząc z tyłu kroki drugiego Demona.
Odwrócił się, zaklął, uniósł topór i z bojowym okrzykiem popędził mu na przeciw.

Rozpoczęły się dwie walki.
Pierwszy demon opędzał się mieczem od tańczących wokół niego Mnicha i Łotrzyka, a drugi wymieniał potężnie cios za cios z Krasnoludem.

Malik zdecydował się wesprzeć walkę z pierwszym demonem i rzucił w niego wirującą kulą zimna i zadając ogromne obrażenia ognistej istocie.
Demon ryknął z bólu i w odpowiedzi sam rzucił zaklęcie.
Obok walczących pojawił się ognisty portal z którego wyszły dwa prawie trzymetrowe demony zbudowane jakby z nie do końca zastygłej, popękanej lawy. Zamiast dłoni, ręce mieli zakończone kamiennymi maczugami. Od razu rzucili się na pomoc demonowi.

Następnie Malik odwrócił się i próbował taką samą kulą trafić w demona walczącego z Glamim lecz niestety źle przycelował i kula poleciała pomiędzy drzewa w las. Ten demon też rzucił zaklęcie i również do walki dołączyły dwa demony z rękami-maczugami.
Zaczęło to wyglądać nieciekawie dla Glamiego. Był otoczony i ciosy spadały na niego z każdej ze stron.

W tym samym czasie pomiędzy drzewami pojawiły się sylwetki małych demonów i dołączyły do walki atakując Sharuna i Malika.

Sharun zignorował padające na niego ciosy i rzucił potężne zaklęcie którego moc okazała się wystarczająca do zniszczenia demona walczącego z Gerhardem.
Mnich zabił jednego z maczugorękich.
Glami coraz bardziej chwiał się pod ciosami trzech atakujących go demonów.
Malik został okrążony przez małe demony które obsypywałem go gradem ciosów. Na szczęście na razie jego kamienna skóra absorbowała wszystkie uderzenia.

Sharun objął spojrzeniem wszystkie walki, popatrzył na nadbiegające zewsząd demony i z poczuciem jakiegoś dziwnego ciążącego mu na piersiach ciężaru wyjął Kulę Światła...
Tym razem żaden z demonów nie uciekł. Wszystkie poza Wielkim Demonem walczyły dopóki światło nie rozsypało ich w pył.
Pozostały przy życiu Wielki Demon odwrócił się u uciekł w las rezygnując z dalszej walki.

Ciężko oddychając, z płucami wypełnionymi popiołem wypiliście lecznicze mikstury i poddaliście się leczniczym modlitwom Sharuna.

Zapadła cisza...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez White Lion dnia Czw 13:46, 26 Lut 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum 80th Strona Główna -> Jak Upadają Potężni / Główna kampania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin