Forum 80th Strona Główna 80th
Tawerna pod 80tką
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Bezimienny / Angbor

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum 80th Strona Główna -> Zwykłe uczynki / Postacie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vesemirus
Analfabeta



Dołączył: 27 Gru 2014
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:40, 25 Sty 2021    Temat postu: Bezimienny / Angbor

Imię i nazwisko: ------

Rasa: Człowiek

Profesja: Mnich

Miejsce pochodzenia: Do 6 roku życia Yartar, do 8 Szaniec.

Religia: złożył świętą przysięgę Ilmaterowi, jest posłuszny wszystkim rozkazom kapłanów czy paladynów Płaczącego Boga

Charakter/światopogląd: dobry praworządny - pomoc innym, samopoświęcenie to droga, którą podąża młody mnich

Zarys historii (dlaczego podróżuje):
Bezimienny urodził się w Yartar, jako ostatni z piątki rodzeństwa. Jego rodzice byli rolnikami. W pogoni za lepszym życiem, głowa rodziny, Albert, zadecydował o porzuceniu swojego malutkiego gospodarstwa i podróży do Szańca. Godna płaca i nowe perspektywy wprowadziły odrobinę radości w szare życie chłopów uciskanych do tej pory pańszczyzną. Albert pracował w kopalni, Mia mogła czuwać przy domowym ognisku. Dzieci jako pierwsze od niepamiętnych pokoleń nauczyły się czytać i pisać. Niestety sielanka nie trwała długo, w jednym z korytarzy kopalni nastąpił zawał. Nawet moc potężnego czarodzieja który zamieszkiwał w Szańcu nie uratowała Alberta. Mrok znów zstąpił na rodzinę. Najstarszy z braci Bezimiennego musiał porzucić szkołę prowadzoną przez druidów i rozpoczął pracę jako pomocnik w kopalni. Panowie Szańca nie dojrzeli dramatu biednej rodziny, która znów popadła w biedę. Mia nie była w stanie zapewnić chleba dla wszystkich swoich dzieci.

W tym czasie do Szańca zawitał bosy, poorany bliznami mnich. Skierował swoje kroki do domu Mii. Tego dnia wichura wzmogła się, zaczął padać rzęsisty deszcz – gdy zapukał do chaty górniczej rodziny Mia nie odmówiła mu schronienia. Nakarmiła mnicha rzadką zupą do której podała mu napar z dzikiej mięty i pajdę czarnego twardego chleba. Mnich widząc, że reszta rodziny żywi się jeszcze skromniejszymi porcjami docenił gościnność tego domu i postanowił ją nagrodzić. Miał przy sobie tylko 3 srebrniki i 12 sztuk miedzi – oddał je wszystkie w ręce matki Bezimiennego, mimo iż Mia była kobietą która z hartem ducha znosiła wszystkie niedole to po geście mnicha zaczęła płakać dziękując mu za jego wielką hojność. Mnich uśmiechnął się do niej, położył rękę na czole i powiedział:

- Od dzisiaj jesteście w opiece Ilmatera, nie smuć się, nie lękaj przyszłości, ci którzy cierpliwie czekają zostaną nagrodzeni.

Po jego słowach wiatr zamarł, a krople deszczu zmieniły się z dudniących pocisków uderzających o dach w niewielką mżawkę, mnich wstał i ruszył w stronę drzwi. Mia złapała go za rękę i ze łzami w oczach zapytała czy nie może przyjąć pod opiekę jednego z jej dzieci.

- Nie dam rady, Panie, wyżywić całej mojej rodziny. Jestem sama, na tym całym złym świecie nikt nam nie pomoże. Mój drugi syn za rok będzie mężczyzną, idzie powoli 15 rok, będzie mógł pracować jako pomoc w kopalni czy w kuźni u Panów na Szańcu, ale do tego czasu boję się o nas. Zgodzisz się zaopiekować moim najmłodszym synem? Starsi będą pomagać rodzinie, córki mnie, a o najmłodszego się boję.

- Takie życzenie z ust Matki musi być bolesne, Twój syn będzie pod moją opieką i jeśli sprosta ścieżce Ilmatera to obiecuję Ci, że się zobaczycie. Chłopcze, wstań i chodź ze mną. Nie bierz nic, Płaczący Bóg da Ci wszystko co będzie potrzebne.

Bezimienny wstał i ruszył za Mnichem. Kilka dni po tym jak chłopiec opuścił dom, los matki która oddała swoje dziecko aby nie cierpiało głodu przykuł uwagę Panów na Szańcu. Rodzina dostała wsparcie, Mia przestała być praczką i zaoferowano jej pracę w kuchni na zamku, żadne z jej dzieci nie cierpiało już niedoli.

A chłopiec ruszył w trudną drogę do świątyni nieopodal Secomber, gdy po 20 dniach wyczerpującej wędrówki dotarli pod drzwi Przybytku Ilmatera, bosy mnich zatrzymał się na rzut kamieniem przed drzwiami.

- Trud, znój i pot to znajdziesz za drzwiami, ale też dobro i pokój, teraz idź i spełnij swoje przeznaczenie – powiedział wskazując chłopcu drzwi. Ten na chwiejnych nogach ruszył przed siebie, gdy zerknął przez ramię zobaczył, że tajemniczy mnich zniknął.

10 lat później

— Co to za przestój! Ćwicz! Atak, kopnięcie! Blok! Półobrót! Blok, Wyskok! Pewniej na słupkach, do cholery! Nie chwiej się! Wykrok, cios! Szybciej! Blok! Skacz! Tak jest! Bardzo dobrze!
— Naprawdę? Naprawdę było dobrze, Mistrzu?
— Kto tak powiedział?
— Mistrz.
— Pokora, chłopcze! Pokora! Musiałem się przejęzyczyć. Atak! Wysokie kopnięcie! Odskok! Blok! I jeszcze raz! Chłopcze, a gdzie był blok? Ile razy mam powtarzać? Po odskoku zawsze ma następować blok! Zawsze!
— Nawet wtedy, gdy walczę tylko z jednym przeciwnikiem?
— Nigdy nie wiesz, z czym walczysz. Nigdy nie wiesz, co jest z tyłu, za tobą. Musisz się zawsze zasłaniać. To ma być odruch. Odruch, rozumiesz? Nie wolno ci o tym zapominać. Zapomnisz w prawdziwej walce i już po tobie. Jeszcze raz! No! Właśnie tak! No, pokaż niskie kopnięcie i cios w tył.
— Haaa!
— Dobrze. Wiesz już, w czym rzecz? Dotarło do ciebie?
— Tak Mistrzu, jestem już mnichem od 10 lat.
— Jesteś uczniem. Uczniowie rozumu nie mają. No, wystarczy. Zejdź. Odpoczniemy.
— Nie jestem zmęczony!
— Ale ja jestem. Powiedziałem, odpoczynek. Zejdź z grzebienia.
— Saltem?
— A jak byś chciał? Jak kura z grzędy? Jazda, skacz! Ładnie. Jak na ucznia, bardzo ładnie. Możesz już zdjąć opaskę z oczu.

Życie w świątyni Ilmatera było surowe: godziny poświęcone na medytacji, ćwiczeniu i pomocy biednym z Secomber. Jednak czas wśród mnichów był dla Bezimiennego bardzo spokojny, cieszył się każdą kroplą potu, rytm klasztornego dzwonu wyznaczał rytm jego życia. Czasami jednak młody mnich został nagradzany tymi rzadkimi chwilami wybicia z codziennej rutyny. Jedna z tych chwil nastąpiła w dniu jego 18tych urodzin. Mistrz nakazał mu udać się do Secomber samemu. Miał zanieść zwoje pisane przez kapłanów-skrybów Ilmatera do świątyni Tyra. Zazwyczaj to klerycy lub młodzi paladyni byli obarczani tak ważnymi misjami, było to więc wielkie wyróżnienie dla młodzieńca. Z radością ruszył w drogę, 10 mil w jedną stronę, nie jest to dużo, ale wystarczy, aby pobyć trochę w samotności. W klasztorze nie było miejsca na prywatność i chwilę odpoczynku od pracy i to w tak piękny, słoneczny dzień! Spacer jednak szybko się skończył i chłopak musiał wrócić. Prowadzony jakimś dziwnym uczuciem skręcił z głównej drogi i zaczął błąkać się wśród bocznych uliczek miasteczka. Nagle usłyszał stłumione krzyki i płacz. Przyśpieszył kroku i w paskudnym zaułku zobaczył kilku młokosów, którzy pośród śmiechów drewnianymi drągami okładali jakiegoś proszalnego dziada.
- Hej co wy robicie!
- Spadaj klecho – odkrzyknął jeden z nich rechocząc ze śmiechu.

Bezimienny rozpoznał w nich synów kupców i możnych z ratusza, zaczął biec i z wyskoku kopnął jednego z chłopaków w klatkę piersiową. Młokos padł jak długi w zabłocony rynsztok. Cios z lewej, blok, kopnięcie, kolejny jęk bólu następnego syna kupca. Blok, cios w nos, krew na pięści, wyskok, kopnięcie z półobrotu, dziwne uczucie miękkiej, puszystej skóry twarzy otyłego nastolatka na stopie, blok, uderzenie na oślep. Jednak ich było więcej, niezablokowany cios sztachetą w plecy wytrącił z krwawego tańca młodego mnicha. Bezimienny upadł na błoto. Kolejne ciosy zaczęły się sypać wśród śmiechów i wyzwisk przyszłych możnowładców Secomber. Nastolatki szybko znudziły się tą paskudną rozrywką, jeden, ten z krwawiącym nosem, na odchodne kopnął pod żebra Bezimiennego, plunął na niego i ruszył za kolegami w stronę karczmy. Młody mnich ciężko oddychając wytarł błoto zmieszane z krwią z rozciętej wargi, powoli się podniósł trzymając się za żebra i z trudem ruszył w stronę dziada. Pomógł mu wstać kiedy zdał sobie sprawę, że spod narzuconych postrzępionych łachmanów spogląda na niego dziwnie znajoma twarz. Bosy Mnich z Szańca. Stary znajomy uśmiechnął się i położył dłoń na czole chłopca.

Blask, oślepiający blask wypełnił oczy młodzieńca, widział jak całe życie szybko niczym błyskawica przelatuje scena za sceną, śmierć ojca, głód, nauka w świątynnej szkole, pierwsza pobudka zimnym kubłem gdy zaspał, pochwała klasztornego Mistrza, ciała chorych które chował podczas zarazy, biedna dziewczynka, niewiele młodsza od niego gdy wydawał jej strawę, jego pierwsze kłamstwo które wypowiedział, łyk samogonu który pędzili młodzi klerycy, pierwsza kobieta z którą poznał co to znaczy być mężczyzną. Błysk! Błysk! Błysk! Scena za sceną, chwila za chwilą i nagle wszystko ustało. Poczuł się uleczony, po raz pierwszy od wielu miesięcy nie czuł bólu ciągle ćwiczonego ciała, nie czuł skutków bójki sprzed chwili. Przed sobą widział tylko Bosego Mnicha z którego oczu wydobywała się niesamowita, trudna do zniesienia światłość.

- Czy chcesz podążać drogą Pana Płaczu? Swojego boga? Cierpiącego? Czy chcesz być narzędziem dobra?

Nagle młokos zaczął pojmować, kim jest Bosy Mnich. Serce zaczęło mu trzepotać się w piersiach niczym uwięziony w klatce dziki ptak. Padł na kolana i nie mogąc oderwać oczu od świetlistego oblicza cicho wyszeptał „Tak”.

- Ruszysz więc tam skąd cię zabrałem, ruszysz teraz, nie bierz niczego, bo wszystko będzie ci dane. Od tej pory nie masz nic i dopóki nie wypełnisz mojej woli zabieram ci jedyną rzecz którą posiadasz – twoje imię.

Bezimienny wiedział co musi zrobić, wiedział jakie zadanie dostał do wypełnienia. Mrugnął i kiedy otworzył oczy klęczał sam w ciemnym zabłoconym zaułku.

Od razu wykonał polecenie Bosego Mnicha, wstał i ruszył na północ. Po wielu mniej lub bardziej nieprzyjemnych przygodach dotarł do Szańca, gdy stanął w progu rodzinnego domu Mia od razu poznała swego najmłodszego syna. Rzuciła się w łzach go przytulić mówiąc: Mój najmłodszy, mój synek, mój… na Ilmatera! Ja, ja nie wiem, to niemożliwe! Ja nie wiem jak masz na imię!
Siostry Bezimiennego ze strachem i smutkiem też pokręciły głową, a młody mnich wyszeptał: mamo ja też nie…

powiązanie z Szańcem:
Rodzina (Matka i Siostry) mieszkają w Szańcu.
Po szkoleniu w Klasztorze i po spotkaniu z Bosym Mnichem powrócił do Szańca.

Wygląd: Obraz jest wart więcej niż tysiąc słów Laughing


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Vesemirus dnia Pon 20:52, 25 Sty 2021, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum 80th Strona Główna -> Zwykłe uczynki / Postacie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin