Autor Wiadomość
White Lion
PostWysłany: Pon 13:00, 11 Lut 2013    Temat postu: Przy ladzie...

*****

Kolejka do lady - z przodu ludzi sztuk trzy. Staję jako czwarty, zerkam za szybę gdzie dumnie prezentują się krupnioki, żymloki, oraz inne śląskie frittidimary, podejmuję szybką decyzję co kupić i czekam na swoją kolej. Obsługiwana babcia rozwija skrzydła swych zakupowych możliwości:

- no tak proszę paaaaanią, ale wie pani, szyneczki taki kawałeczek, taki ze cztery plastereczki jeśli bym prosić mogła, ale nie tej co pani w ręku ma tylko tej obok, bo ona nie ma takiej żyłki środkiem idącej...

ekspedientka sama ma już żyłkę - od skroni, przez gardziel, zapewne aż do samej dupy. I żyłka ta zaraz chyba jej pęknie. Mając na uwadze fakt, że obok ekspedientki leży wielki nóż, może być wesoło.
Maszyna pracuje, kroi równe cztery-plastereczki szynki-bez-żyłki. Babcia jednak nie wydaje się zadowolona:

- albo wie pani co, może jednak nie tej szynki, bo ona taka mokra jakaś, ma pani taką bardziej suchą? Taką wie pani, bez konserwantów, szkoda człowiekowi zdrowia na trucie się konserwantami...

Patrząc na kupującą można odnieść wrażenie, że w jej wieku nie zaszkodzi już nawet półkilowa torba saletry wsadzona w dupsko. Babcia nie daje za wygraną:

- jeśli jest taka sucha bardziej, to nawet pię... albo nie, sześć plastereczków niech będzie.. Tylko z flaczka niech pani okroi, tylko tak równo żeby było...

Ekspedientka w ułamku sekundy odflaczkowuje szyneczkę: w jej dłoniach nóż śmiga jak kaczka pod krzyżem smoleńskim, oczy wbite w kupującą starają się wypatrzyć, gdzie dokładnie pośród zmarszczek znajduje się tętnica szyjna. Babcia otrzymuje swoje szcześć plastereczków. Ku przerażeniu zebranych - kieruje wzrok w stronę mięsa:

- a to mielone wieprzowe to ze świnki krajowej?

NIE *** - bez mała ciśnie się na usta ekspedientce - z zagranicznej! I nie można się z nią dogadać na talerzu bo zna tylko język mandaryński!

- ależ oczywiście, to wszystko z polskich zakładów, bez konserwantów, mielimy na miejscu.
- a to bardzo dobrze, bardzo dobrze, to z dwadzieścia deka poproszę.

Ekspedientka sięga po mięso, lecz zostaje zatrzymana nagłym gestem kupującej:

- ale nie z tego namielonego, bo to już zapewne od rana leży, namielić mi świeżego proszę, jeśli można.

Czas leci, jogurtom w moim koszyku właśnie skończył się termin przydatności do spożycia. Jedna z osób stojących z przodu rezygnuje.

Babcia otrzymuje mielone i kieruje swą uwagę w stronę serów. Jak wół - za szybą osiem czy dziewięć gatunków sera, wszystkie opisane wg gatunku, ceny. Z ust kupującej pada pytanie:

- a sery jakie pani ma?

SRAKIE TY ODPADZIE EWOLUCYJNY, DO KTÓREGO ŚMIERĆ NAWET NIE MA CIERPLIWOŚCI!!!!

Ekspedientka załamując ręce:
- żółte mam...
- a jakie żółte? - nie odpuszcza kupująca

Następuje prezentacja serów. Zaczynam dochodzić do wniosku, że w tym sklepie zamiast posługiwać się zegarkiem - powinienem korzystać z kalendarza. Ser w moim koszyku z żółtego wędzonego - zrobił się pleśniowy. Zaczynam się obawiać, że zanim zrobię zakupy - zdążę osiągnąć wiek emerytalny. Odwracam się na pięcie, wychodzę.

Na dworze zrobił się wieczór.
Przez wystawową szybę widzę, jak wewnątrz sklepu babcia zaczyna sie zbliżać do ryb wędzonych.
Przez moment wydawało mi się, że z wnętrza sklepu dobiegał rozpaczliwy krzyk jakiejś istoty...

Powered by phpBB © 2001 phpBB Group